poniedziałek, 29 maja 2017

Rozdział 10 - "Koniec matury"

"Pytasz, czy cię kocham. Nie, nie, nie. Absolutnie. Jesteś po prostu pierwszą myślą po przebudzeniu. I ostatnią przed snem.
I tymi wszystkimi pomiędzy przebudzeniem, a zaśnięciem"



Uśmiech zszedł z jego ust momentalnie. Popatrzył na nią, jakby do końca nie wierzył, że miała na tyle odwagi, by powiedzieć to głośno. 
Ale ona naprawdę to zrobiła. Złamała ich cichą umowę o niepowracaniu do tamtej nocy. Za każdym razem, gdy sobie to przypominał, czuł ogromne zażenowanie. Nie powinien był sobie na to pozwolić. Krótka chwila zapomnienia, której ofiarą padła ona, a teraz naprawdę powiedziała to na głos.
Stali przez chwilę w milczeniu patrząc na siebie i żadne nie miało na tyle odwagi, by odejść, a tym bardziej, by się odezwać. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, a on dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie powinien odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, która zamknęłaby jej buzię na długi czas, jednak - choć myślał intensywnie - nie był w stanie wymyślić nic wystarczająco dobrego. Zamiast tego po prostu stał i gapił się na nią i choć dobrze wiedział, że jego ego właśnie upadło z wielkim hukiem na podłogę, to po prostu nie był w stanie odwrócić wzroku. 
To ona odpuściła pierwsza. Chyba była gotowa na to, że od razu zaatakuje ją jakimś nieprzyjemnym komentarzem i teraz - lekko zdezorientowana - opuściła wzrok. Zabrała z podłogi list, który wypadł jej z dłoni i skierowała się bez słowa w stronę swojej sypialni. 

***

 Była pierwsza w nocy, gdy usłyszała w końcu trzask zamykanych drzwi. Dla pewności odczekała chwilę, po czym powoli wyjrzała ze swojej sypialni i mimowolnie skarciła się za to w myślach. Przecież miała takie samo prawo korzystać z kuchni, jak i on, jednak już wcześniej doszła do wniosku, że nie ma najmniejszej ochoty na niego patrzeć. Po cichu podeszła do ekspresu i nalała sobie kawy. Przez chwilę nasłuchiwała w ciszy, czy aby na pewno Malfoy opuścił mieszkanie, po czym ruszyła w stronę balkonu. 
 Noc była wyjątkowo ciepła. Usiadła w wiklinowym fotelu i postanowiła sobie w końcu uporządkować myśli. Po kłótni z blondynem ciągle targały nią sprzeczne emocje i poczuła się lepiej dopiero, gdy odetchnęła świeżym powietrzem. W myślach przeklinała dzień, w którym zdecydowała się na ucieczkę z Malfoyem. Wiedziała, że to może i uratowało jej życie, ale równocześnie zafundowało największe upokorzenie. Większe niż sześć długich lat słuchania jego obelg. W szkole miała przyjaciół, którzy zawsze stawali w jej obronie. Tutaj nie miała kompletnie nikogo i to jeszcze bardziej pogłębiało jej negatywne odczucia. Przez chwilę przemknęła jej nawet myśl o ucieczce; jednak nawet nie wiedziała, gdzie miałaby szukać swoich bliskich. Postanowiła na razie zostać tutaj i czekać na rozwój sytuacji. 
 Wyjęła jeszcze raz list i przeczytała go. Znała jego treść już niemal na pamięć, ale za każdym razem nie potrafiła dostrzec tego, co powinna. Skoro Malfoy znał ten szyfr to ona powinna się chociaż trochę domyśleć. Z każdą minutą jednak nie przychodził jej żaden nowy pomysł, za to była coraz bardziej rozdrażniona, jak zawsze, gdy coś nie szło po jej myśli. Po kolejnych kilku próbach odłożyła list zdenerwowana i próbowała uspokoić oddech. Myśl, że Malfoy wiedział coś więcej od niej, była niesamowicie irytująca. Postanowiła jednak odłożyć to na kolejny dzień, gdy już trochę się uspokoi i przestanie myśleć o kłótni z blondynem. 
 Wzięła głęboki oddech i poczuła chwilowe ukojenie, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach oceanu. Porto było pięknym miejscem, jednak z oczywistych powodów nie potrafiła tego docenić tak, jak należało. W mieszkaniu na przeciwko otwarły się drzwi balkonowe i Hermiona zobaczyła młodą kobietę. Stała przez chwilę nieruchomo z uśmiechem wpatrując się w gwiazdy i ewidentnie delektując się delikatną bryzą. Po chwili drzwi znów się otworzyły i do kobiety dołączył mężczyzna. Okrył jej ramiona kocem, po czym wręczył kubek z dymiącą zawartością. Czułym gestem przyciągnął ją do siebie i przez chwilę trwali w tej pozycji, wspólnie oglądając niebo, a Hermiona patrzyła na to wszystko z nieopisaną dozą smutku i zazdrości. Westchnęła cicho i musiała w końcu przed samą sobą przyznać, że jeszcze przez długi czas nie zobaczy przyjaciół. Na początku cicho liczyła na to, że sytuacja jakoś sama się rozwiąże, że znajdzie właściwie wyjście. Teraz jednak wiedziała, że do końca wojny jest skazana na towarzystwo ślizgona. 
 Usłyszała trzask drzwi wejściowych i mimowolnie podskoczyła na fotelu. Nie bardzo wiedząc, co ma zrobić, skuliła się i zacisnęła mocniej dłonie na kubku z kawą. Słyszała, jak blondyn zapalił światło i krząta się chwilę po kuchni. W duchu modliła się, żeby już sobie poszedł i dał jej w spokoju myśleć. Bo wbrew sobie panna Granger miała problemy z logicznym myśleniem, kiedy ten znajdował się w pobliżu. 
Światło zgasło i Hermiona już miała odetchnąć z ulgą, gdy usłyszała szarpnięcie za drzwi. Serce zaczęło bić jej jak oszalałe i patrzyła, jak Malfoy staje w progu i przez chwilę obserwuje parę z naprzeciwka. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z jej obecności, a ona nie bardzo wiedziała, co powinna w takiej sytuacji zrobić. W końcu zrobił krok do przodu i zobaczyła, że w jego dłoni również spoczywa kubek z kawą. Pewnie nawet by się uśmiechnęła, gdyby nie to, że w tym momencie nienawidziła go każdym kawałkiem swojego ciała. Draco stał przez chwilę bez ruchu, zamknął oczy i najwyraźniej również delektował się wiatrem znad oceanu. 
 Przez chwilę Hermiona zobaczyła zagubionego chłopca, który zbyt szybko musiał dorosnąć. Wbrew sobie nie potrafiła złościć się na niego w momencie, gdy wyglądał jak człowiek bezbronny i skrajnie nieszczęśliwy. Jego widok wzbudzał w dziewczynie emocje, do których ciężko było się jej przyznać. W końcu otworzył oczy i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Prawie podskoczył, gdy odwrócił się w lewo i dostrzegł ją, siedzącą w fotelu. Trochę kawy wylało się z jego kubka. Próbował zamaskować w sobie zaskoczenie i przez sekundę w ciszy mierzyli się wzrokiem. 
Wcześniejsza złość przeszła jej tak samo gwałtownie, jak się pojawiła. Kompletnie nie rozumiała, co się działo w jej głowie, ale musiała przyznać, że blondyn ma coś w sobie. Kiedy tylko Draco przestawał się zachowywać w stosunku do niej jak wróg, jej niechęć ustępowała jak ręką odjął. 
 Jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej - o ile to możliwe - kiedy otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Napięcie między nimi było niemalże namacalne. W końcu jednak opuścił wzrok, odwrócił się i bez słowa wyszedł. 
 Hermiona poczuła się, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimniej wody. Wzięła głęboki oddech, który wcześniej z niewiadomych powodów wstrzymywała i pokręciła głową z niedowierzaniem nad własną głupotą i z goryczą pomyślała, że usta zamykają się zawsze wtedy, gdy mają coś ważnego do powiedzenia.

***

 Poczuła przyjemne ciepło najpierw na twarzy, później stopniowo na reszcie ciała. Pokręciła nosem, gdy poczuła irytującą muchę w pobliżu i w końcu otworzyła zaspane oczy. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje. Przetarła twarz dłońmi i podniosła się. Poczuła, że jej ciało bardzo ucierpiało na nocy spędzonej w fotelu i wyciągnęła dłonie ku górze, by się rozprostować. Usłyszała jak coś cicho osunęło się z jej ud i zobaczyła puchaty koc, który zawsze leżał złożony na kanapie w salonie. Podniosła go i przez chwilę myślała nad czymś intensywnie. Nie przypominała sobie, żeby zabierała go ze sobą poprzedniej nocy i była niemal pewna, że nie było go tu, gdy Malfoy wszedł na balkon. W jej głowie pojawiło się tylko jedno racjonalne wytłumaczenie, jednak bardzo szybko go odrzuciła. Niby dlaczego miałoby mu zależeć, żeby nie zmarzła w nocy? Pokręciła głową i przez chwilę wpatrywała się we wschodzące słońce. 
- Jesteś taka naiwna, Granger... - powiedziała cicho do siebie i aż miała ochotę się roześmiać. Malfoy przykrywający ją kocem. Dobre żarty. Mimo wszystko poczuła dziwne ciepło na sercu, gdy sobie to wyobraziła, za co od razu skarciła się w myślach.
 Wróciła do mieszkania, co chwilę przeciągając się i ziewając na zmianę. Spanie w fotelu nie było najlepszym pomysłem. Wzięła szybki prysznic, zrobiła sobie mocną kawę i zjadła śniadanie. Starała się wypierać z myśli wydarzenia z poprzedniego wieczoru, jednak za każdym razem jej wzrok padał na zamknięte drzwi jego sypialni i wiedziała, że jej wysiłki na nic się zdadzą. Ubrała wytarte dżinsy, luźny sweter, spakowała do swojej torby pierwszą lepszą książkę z ich małej mugolskiej biblioteczki i czym prędzej opuściła mieszkanie. 
 Ulice Porto budziły się powoli do życia, jednak niewielu ludzi spotkała. Przeszła obok boiska, zastanawiając się, czy powinna skorzystać z propozycji Alberto i od razu pomyślała o reakcji Malfoya. Do wieczora jednak zostało jej wiele czasu i obiecała sobie, że przemyśli tę opcję. Przebywanie w towarzystwie kogoś, kto nie był wiecznie naburmuszony było nawet miłą odmianą i Hermiona pomyślała, że w końcu od życia coś jej się należy. 
Skręciła w znaną już jej ulicę R. do Ouro i ruszyła pewnie w prawo. Wiedziała, że do oceanu miała jakieś dwie mile ale pomyślała, że taki poranny spacer wzdłuż rzeki dobrze jej zrobi. Kolorowe kamienice, które tak jej się podobały powoli zaczęły zamieniać się w nowe, jednorodzinne domy. Chodnik stawał się szerszy proporcjonalnie do szerokości rzeki po jej lewej stronie, a Hermiona nie mogła się napatrzeć. Taki klimat odpowiadał jej o wiele bardziej niż wiecznie szary i smutny Londyn. 
Pomimo wczesnej pory słońce grzało coraz mocniej i z każdym krokiem dostrzegała coraz więcej małych łodzi na rzece. Piekarnie tętniły już życiem, zapraszając ludzi swoim zapachem. Uśmiechnęła się lekko i uczepiła się myśli, że wojna skończy się już niedługo i powróci tutaj ze swoimi przyjaciółmi. Musiała pokazać im to piękne miejsce. Ronowi pewnie spodobałaby się wizja restauracji na każdym kroku. Jej uśmiech się pogłębił na wspomnienie Weasleya opychającego się na każdej z uczt w Hogwarcie. Wtedy ją to bardzo irytowało, teraz jednak oddałaby wszystko, żeby te wspomnienia stały się rzeczywistością. 
 Kilkanaście minut później dotarła do swojego ulubionego miejsca. Ściągnęła buty, chcąc poczuć pod stopami drobne kamyczki i ruszyła w stronę wody. Nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że widok oceanu będzie działał na nią tak wyjątkowo kojąco. Zamknęła na chwilę oczy, oddychając głęboko, po czym usiadła na jednej ze skał i wyciągnęła książę. 
Już miała zacząć czytać, gdy zobaczyła dziwną przerwę między kartkami. Zmarszczyła brwi, jednak już po sekundzie dotarło do niej, co zawiera w sobie niepozorne "Spotkanie z wrogiem". Wyjęła kopertę, która tak jak poprzednio zaadresowana była do Tamary i Geralda. 


drodzy tamaro i gerladzie

Eskimosi ZMierzają na południe, wnioskuję więc nagłY przypływ cIepła Rodzice. pytają jak się Macie I czy niczego waM nIe brakuje mamY ładną pogodę KtóregoŚ dnIa wybierzemy się Nad jezioro bo Coraz cieplej się już robi W tej naSzej wiosce Nathalie przesyŁa Całusy. Pamiętacie Kota Tej sąsiadki Która Ciągle wYmyślała mu Zabawne ImioNa niestety Odszedł mIał chyba sto lat przejĄŁem się tym bo lubIłem Na niego Czasem patrzeć W ogRodziE bo śmiesznie cHodził inaczej niż nasz Roger aLe poszedłeM na pogrzeb nie da się opisać Jak ona płakała było to smutnE ale Nie przejmujCie Się Na pewno sobie poradzi

ściskam was mocno i Czekam na wieści
samuel smith
ko ni ec ma tu ry


- Koniec matury? - powtórzyła. Miała wrażenie, że ten list jest jeszcze bardziej zagmatwany niż poprzedni. Co mają do ich sytuacji Eskimosi i od kiedy oni w ogóle wyruszają na południe? Pokręciła głową i za wszelką cenę próbowała coś wymyślić, jednak pogrzeb kota sąsiadki nie podsuwał jej absolutnie żadnych pomysłów. Z rozdrażnieniem włożyła list z powrotem, trochę żałując że jest z Malfoyem w konflikcie. On z pewnością wiedział, o co chodzi. 
Szum fal trochę ukoił jej nerwy i postanowiła trochę odstresować się książką. 

***

 Boisko zawsze kojarzyło jej się ze stadionem Quidditcha, lub dużym mugolskim obiektem takim, jak był w Londynie. Z ogromnymi trybunami w kolorach danej drużyny, idealnie gładką murawą i wandalami, którzy nazywali siebie kibicami i w ramach swojej miłości do klubu niszczyli przystanki autobusowe. 
 Wczoraj nie zwróciła na to większej uwagi, ale teraz owo boisko przypominało jej bardziej takie przy mugolskich szkołach, gdzie dzieci uczą się grać w piłkę. Zlokalizowane było między kamienicami, a miejsca było tak mało, jakby ktoś na siłę próbował je tam upchać. Składało się z zielonego prostokąta trawy z białymi liniami oraz kilkoma ławkami dokoła niego i małego budynku szatni. Białe bramki błyszczały w słońcu, a siatki powiewały przez wiatr. 
 Usiadła na jednej z ławek, próbując dostrzec gdzieś znajomego, jednak idący tłum skutecznie jej to uniemożliwił. Swoją drogą zastanawiała się, gdzie ci wszyscy ludzie się pomieszczą i dlaczego jest ich aż tak wielu, skoro nie jest to drużyna z wysokiej ligii. Pomimo to miała wrażenie, że kibice powoli zajmują każdą możliwą powierzchnię poza liniami boiska. Mniej więcej połowa z nich miała bluzki lub różne gadżety w kolorze czerwono-niebieskim, a reszta w kolorze zielono-żółtym. 
 Miejsce obok niej nadal było puste i przez chwilę Hermiona zastanowiła się, czy nie została właśnie wystawiona, a jeśli nawet nie - to czy Alberto znajdzie ją w tym tłumie.
- Cześć! - usłyszała za sobą i prawie podskoczyła. Przyzwyczaiła się do portugalskiego otaczającego ją z każdej strony i musiała przyznać, że sama się wystraszyła. Ze zdziwieniem popatrzyła na dziewczynę, mniej więcej dwudziestolatki, która dosiadła się do niej. 
W ręku trzymała chorągiewkę swojej drużyny, uśmiechała się szeroko, a brązowe oczy niemalże błyszczały - wydawałoby się - z podekscytowania. Po chwili odwróciła się w stronę Hermiony, najwyraźniej zdziwiona brakiem odpowiedzi i roześmiała się szczerze z jej miny.
- Och, wybacz brak taktu - wyciągnęła opaloną dłoń w jej stronę - Jestem Manuela, siostra Alberto. 
- Hermiona - powiedziała, nadal nie bardzo rozumiejąc sytuację. 
- Nie powiedział ci? - domyśliła się w końcu i znowu się roześmiała. - Kazał mi iść na boisko, znaleźć najładniejszą dziewczynę i dotrzymać jej towarzystwa na meczu. - wyjaśniła puszczając jej oczko.
- A on?
- Właśnie idzie - wskazała palcem w stronę murawy. - To nasza gwiazda - dodała ze śmiechem, a panna Granger odwróciła wzrok we wskazanym kierunku i faktycznie - zawodnicy akurat opuszczali szatnię i kierowali się w stronę środka boiska. - Jest kapitanem - powiedziała Manuela, a Hermiona przez chwilę miała wrażenie, że jest z brata bardzo dumna. 
Gra się zaczęła. Nie była to jednak byle jaka gra. Od pierwszego kopnięcia piłki kibice dosłownie zaczęli szaleć. Wszyscy obok niej skakali, skandowali głośno, często dało się też słyszeć niewybredne komentarze w stronę sędziego.
- Falta! - ryknął mężczyzna obok niej, rozlewając wkoło swoje piwo. 
- Jaki faul, o piłkę się potknął! - odezwała się od razu Manuela, ciągnąc za rękę w górę pannę Granger, która nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Oczywiście znała podstawowe zasady gry w piłkę nożną (poza legendarnym spalonym, który jakoś do niej nie przemawiał), jednak akcje toczyły się tak dynamicznie, że Hermiona miała problem nadążyć. 
Być może to przez blondyna ciągle nawiedzającego jej myśli nie potrafiła się skupić. Chyba obawiała się trochę jego reakcji, gdy wróci do mieszkania, choć teoretycznie nie powinno ją to obchodzić ani trochę. Tym bardziej po tym, jak okropnie ją wczoraj potraktował. Mimo wszystko nie potrafiła myśleć...
- GOL!!! - krzyczała Manuela skacząc i klaszcząc w dłonie. 
Połowa kibiców uniosła do góry swoje czerwono- niebieskie szaliki w geście triumfu. Hermiona skupiła się przez chwilę i faktycznie dostrzegła bramkarza wyciągającego piłkę ze swojej siatki. 
- Jest niesamowity - powiedziała dziewczyna, ocierając łzy wzruszenia i dalej klaszcząc, z czego wywnioskowała, że to Alberto strzelił bramkę dla swojej drużyny.

***

- Byłeś niesamowity! - usłyszała chyba po raz setny z ust Manueli, kiedy po meczu w końcu dołączył do nich jej brat. Większość kibiców już opuściła teren boiska, a one czekały, aż zawodnicy wezmą prysznic. 
- Muchas gracias - przytulił ją mocno.
- Moje gratulacje - Hermiona uśmiechnęła się, starając wyglądać jak najbardziej autentycznie. 
- Dziękuję - powiedział już po angielsku - I z okazji wygranej zapraszam senhoras bonitas do pubu. 
 Panna Granger z chęcią przytaknęła, bo jak na razie miała okazję zwiedzić tylko pobliskie piekarnie i kawiarenki, poza tym słyszała, że mugolskie piwo jest idealnym środkiem na odprężenie, a to dzisiaj należało jej się zdecydowanie. Ruszyli więc w stronę domniemanego baru, a Manuela nie przestawała trajkotać o każdej z akcji Alberto na murawie.
- Dość już gadania o tym, bo Hermiona się zanudzi - powiedział w końcu, gdy wchodzili do jednego z wielu lokali przy głównej ulicy Porto. Uśmiechnęła się tylko, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć.
- Piłka to nie do końca twoja bajka, co? - zapytała dziewczyna.
- Chyba brakuje mi tego portugalskiego temperamentu - wyznała szczerze, gdy chłopak zaprowadził ich do stolika.
 Miejsce, w którym się znajdowali nie było do końca w jej typie. W niczym nie przypominało ono dobrego Pubu pod trzema miotłami w Hogsmead, do którego była przyzwyczajona. Nie miała w sumie okazji bywać w żadnych mugolskich barach, pomimo faktu, że z mugolskiej rodziny pochodziła. Zawsze uważała, że jest za młoda na takie atrakcje i wakacje raczej wolała spędzać z książkami. Teraz jednak czasy były przecież tak niepewne i nie wiedziała, czy kiedykolwiek nadarzy się jej podobna okazja. Poprosiła więc o niewinnie wyglądające "piwo z sokiem malinowym" i dała się wciągnąć Manueli w pogadankę na temat Londynu, podczas gdy Alberto poszedł po napoje.
- ... ja mieszkam teraz w Liverpoolu, dlatego tak dobrze mówię po angielsku - paplała bez końca, najwyraźniej niewiele robiąc sobie z tego, że Hermiona jedynie potakiwała głową - Tam mam studia, znajomych i ojca, ale czasem przyjeżdżam tutaj, do Porto, odwiedzić naszą matkę. A Ty czym się zajmujesz?
Panna Granger patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu.
- Pracuję jako dziennikarka - powiedziała, mając nadzieję, że nie wpadnie. - Piszę artykuł o martwym sezonie nad Atlantykiem.
- Naprawdę? - Manuela wydawała się być naprawdę zainteresowana - Do jakiej gazety? Napiszesz o nas? Zawsze chciałam być sławna! Koniecznie muszę przeczytać, kiedy wrócę do Anglii!
- Myślę, że nazwa gazety ci nic nie powie. Dopiero wchodzimy na rynek, no i niestety na razie tylko na terenie Londynu, chociaż może kiedyś...
- Byłoby super! Ale obiecaj przynajmniej, że przyślesz mi jeden egzemplarz - poprosiła, a Hermiona uśmiechnęła się, choć bardziej wyglądała, jakby rozbolał ją ząb. - Alberto da ci mój adres.
- Manuela, nie męcz jej...
- Mój braciszek jak zawsze taki poprawny - uśmiechnęła się sarkastycznie, na co mężczyzna zgromił ją wzrokiem.
- Myślę, że to nie będzie problem - wtrąciła panna Granger, żeby zakończyć już tę dyskusję. Miała nadzieję, że to koniec wywiadu na temat jej życia.

***
Trzy piwa i talerz petiscos później.


- Hermiona, coś nie tak? - zagadnęła dziewczyna, na co ta spojrzała na nią rozbieganym wzrokiem i wzruszyła ramionami.
- Pierwszy raz się upiłam - wyznała, a Alberto i Manuela popatrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Źle się czujesz?
Pokręciła szybko głową i wsparła brodę na dłoni.
- Tylko trochę spać mi się chce - powiedziała po chwili i poczuła, że oczy powoli same się jej zamykają.
- No to koniec imprezy - zarządziła Manuela, wstając. - Odprowadzimy cię.
Hermiona westchnęła, głęboko się nad czymś zastanawiając.
- Będę mieć przechlapane - stwierdziła, pozwalając by ręce Alberto postawiły ją do pionu. Zarzucił sobie jej dłoń na ramię i skierowali się do wyjścia. - Draco mnie zabije.
- Kim jest Draco?
- Och, to mój... współpracownik - powiedziała po chwili namysłu.
- Też pisze artykuły? - zapytała dziewczyna z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nie, on tylko... robi zdjęcia - wymyśliła, ciesząc się w duchu, że nie dała się namówić na kolejne piwo. Wtedy kłamstwa mogłyby nie przychodzić jej już z taką łatwością. Pomyślała sobie wtedy, że Portugalczycy są wyjątkowo wścibscy.
- Nie widziałem go wcześniej z tobą - powiedział Alberto.
- Pracujemy osobno. Nie przepadamy za sobą - przynajmniej tutaj nie musiała kłamać, chociaż jeśli miała być szczera, to raczej on nie przepadał za nią. 
 Oczywiście, że był irytujący, ciągle ją denerwował, wywyższał się i robił masę innych rzeczy przez które Hermiona śmiało mogła go znienawidzić. A jednak, z jakiegoś dziwnego powodu, nie potrafiła gniewać się na niego tak, jak powinna. Pomyślała, że to chyba dlatego, że już raz dostrzegła jego inną stronę i nie była w stanie teraz patrzeć na niego tak, jak kiedyś. Wiedziała przecież, że ten pocałunek nic dla niego nie znaczył (czego nie mogła powiedzieć o sobie) i nigdy więcej nic podobnego się nie wydarzy. Na szczęście, prawda? Mimowolnie jednak uśmiechnęła się, gdy różne wspomnienia zaczęły napływać do jej myśli. Uścisk jego dłoni, gdy skakali razem na pociąg; szczery śmiech, gdy mówiła mu o lotnisku Charlesa de Gaulla, czy w końcu jego chwila zapomnienia w domu Druelli. Nie było tych momentów wiele, jednak wpłynęły na nią ogromnie i dopiero teraz, gdy się upiła, zdała sobie z tego sprawę. Pomyślała o jego oczach, tak chłodnych i opanowanych, a w tych niewielu chwilach roześmianych z ciepłą barwą. Pomyślała o jego uśmiechu, ale nie tym ironicznym, tak często przez nią obserwowanym, tylko tym szczerym, który zdarzał się niezwykle rzadko. Pomyślała o jego głosie, kiedy mówił...
- Granger?
Poczuła, jak coś ją zatrzymuje. Nie wiedziała do końca, co się dzieje i musiała zamrugać kilka razy oczami, żeby obraz przestał być rozmazany. Zobaczyła Alberto po jednej stronie, który trzymał ją za rękę i Manuelę po drugiej. Oboje wpatrywali się w coś naprzeciwko i Hermiona również podążyła w tamtym kierunku. Z tego co zdążyła zauważyć, byli już pod ich kamienicą. Słońca zaszło chyba dawno, bo było widać dość dobrze gwiazdy... a może po prostu to jej się pojawiły z tego kręcenia w głowie. W każdym bądź razie było ciemno, doszli już na miejsce, a dokładnie przed nimi stał oparty o ścianę...
- Malfoy? - naprawdę powiedziała to na głos?
Uśmiechnął się jakoś tak... naturalnie i Hermiona zauważyła z irytacją, że Manuela automatycznie poprawiła włosy.
- Chyba czas na mnie - powiedziała, próbując brzmieć jak najbardziej poważnie, wyswobodziła się z uścisku dłoni i zrobiła kilka kroków do przodu, po czym zachwiała się niebezpiecznie, więc podparła się dłonią o ścianę.
- Wszystko dobrze - powiedziała szybko, nim ktokolwiek zdążył się odezwać.
- Może pomogę ci...? - zaczął Alberto, jednak inny głos mu przerwał.
- Zajmę się nią.
Dlaczego serce od razu zaczęło jej bić szybciej? I dlaczego on powiedział to w taki sposób? Spojrzała na niego zdziwiona, a ona uśmiechnął się jakoś tak... złośliwie?
Podszedł do niej i objął ją ręką, żeby mogła się podeprzeć. Serce przyspieszyło jej jeszcze bardziej i przez chwilę miała głupie wrażenie, że wszyscy usłyszą jego szalone kołatanie. Manuela odchrząknęła znacząco.
- Chyba powinniśmy już iść.
Alberto, który patrzył zdziwiony na tę scenę, rozumiejąc że to właśnie ten Draco, za którym podobno tak nie przepadała, odwrócił się w jej stronę i kiwnął głową.
- Kolejny raz w tym tygodniu wracasz pijana, doprawdy nie wiem już, co mam robić - westchnął blondyn teatralnie, obserwując reakcję jej znajomych.
- Ja wcale...
- Już nie udawaj takiej świętej - zganił ją i widać było, że znakomicie się bawił - Dzięki, że ją przyprowadziliście, raz musiałem ją szukać całą noc, po czym okazało się, że spała pod mostem z bezdomnymi, wyobrażacie sobie?
Alberto i Manuela stali bez słowa, patrząc na nich z niedowierzaniem.
- Ale ja...
- No już dobrze, Granger, wszyscy wiedzą, że lubisz sobie popić, ale naprawdę musisz uważać, bo znowu trafisz do ośrodka, a tego byś przecież nie chciała, prawda? - spojrzał na nią z udawaną opiekuńczością, a ona nie mogła zrobić nic jak tylko stać z otwartą buzią i niezrozumieniem w oczach.
Poczuła, jak momentalnie trzeźwieje, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa i sama nie wiedziała, czy spowodowane jest to absurdalnością zaistniałej sytuacji i zachowaniem Malfoya, czy usytuowaniem jego dłoni na jej talii.

***

Jestem, skończyłam i oddycham z ulgą. Czuję, że moja wena po maturze trochę odżyła i mam trochę inną koncepcję na to opowiadanie, niż wcześniej zakładałam, ale mam nadzieję, że wyjdzie fajnie. 
Jeśli dotrwaliście do tego miejsca (podziwiam, serio), to zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza; moja wena wtedy naprawdę szaleje. :)
Pozdrawiam,
Nan 

3 komentarze:

  1. Hejo hejooo :D
    Boże! Ty na serio wróciłaś! Aż chcialabym Cię wyściskać... nawet wirtualnie! Jejku nawet nie wiesz jak się cieszę :D
    Wyobraź sobie, że gdy tylko zobaczylam, że dodałaś nowy rozdział, od razu rzuciłam się na niego, jak hipogryf na fure mięsa. To co, że byłam wtedy między ludźmi, którzy potraktowali mnie pewnie jak idiotkę, która szczerzy się do ekranu ;P
    Rozdział jest genialny i to, jak wplotłaś to swoje "koniec matury" w tekst zakrawa niemal o cudo. A Draco może sobie robić co chce i tak wiem, że jest zazdrosny o Hermionę. I to jego przykrycie kocem... ehhh friko romantico, na które czekałam z utęsknieniem <3
    Choćbym nie wiem jak próbowała, nie mogę rozszyfrować tych listów! A naprawdę próbowałam i to wielokrotnie. Dlatego gdy tylko zechcesz się podzielić ze mną tą tajemną wiedzą, będę mega szczęśliwa :D
    Ahhh juz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że stosunki między Hermioną a Draco się ocieplą. Tak bardzo brakuje mi ich rozmów.
    Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa zapomniałabym! Boże, przepiękny, przecudowny, prześliczny cytat na początku!
      Dobrze, że mi o nim przypomniałaś <3
      Chyba nie bedziesz miała nic przeciwko, jeśli posłużę się nim przy którymś z rozdziałów?

      Usuń
  2. Witaj!
    Z ogromną chęcią, radością i zachęcającym uśmiechem pragnę zaprosić cię do Katalogu Świat według bohaterów.
    Mimo początkowych trudności, jakie zawsze czekają na nas w świecie blogosfery, mam nadzieję, że zechcesz do nas dołączyć ;)
    Z niecierpliwością oczekujemy właśnie Ciebie!
    swiat-wedlug-bohaterow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń