sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział 9 - "Konfrontacja"

 "Nad nami słońce, między nami ściana deszczu"
~happysad

Zachodzące słońce tworzyło piękne cienie na opustoszałej już plaży. Piasek był nagrzany i miękki w dotyku, a wiatr delikatnie smagał jej włosy, gdy wpatrywała się w najpiękniejszy widok na świecie. Głosy ostatnich osób opuszczających plażę były jakby cichsze niż zwykle, a ich sylwetki rozmazane. Patrzyła, jak ogromne słońce o intensywnie pomarańczowym kolorze tonie powoli w ciemnych wodach Atlantyku. Zimne fale przy każdym przypływie podmywały jej stopy, ale nie przeszkadzało jej to wcale.
- Hermiona - usłyszała znajomy głos, na dźwięk którego jej serce przyspieszyło. Czy to naprawdę...? Niemożliwe, pomyślała, jednak jej podświadomość zmusiła ciało do gwałtownego odwrotu.
- Harry - wyszeptała, gdy zobaczyła tak znajomą postać.
Uśmiechnęła się szeroko i przetarła oczy dla pewności, jednak wyglądało na to, że wyobraźnia wcale nie płata jej figli. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Lekko przyduże ubrania, okrągłe okulary, czarne, rozczochrane włosy i zielone oczy, w których odbijał się ocean.
- To koniec, Miona. Wracamy - powiedział z tym swoim dobrym uśmiechem, a ona poczuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Poderwała się na równe nogi i już miała rzucić się przyjacielowi w ramiona, gdy poczuła mocny ucisk na prawym nadgarstku, który ją zatrzymał. Z wyrzutem odwróciła wzrok i poczuła, jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Draco Malfoy trzymał mocno jej dłoń, a na jego twarzy widniał lekki uśmiech.
- Zostań, Granger - powiedział cicho - Zostań ze mną.

***

Hermiona podniosła się gwałtownie, nie rozumiejąc o co chodzi. Oddychała szybko, jakby właśnie przebiegła maraton i momentalnie zmarszczyła brwi. Przed nią nie było już ani oceanu, ani Harry' ego, ani Malfoya. Jasne ściany, biały sufit, meble tonące w półmroku.
- To tylko sen - powiedziała cicho i odetchnęła z ulgą. Opadła z powrotem na łóżko, próbując w myślach odtworzyć scenę z plaży. Pamiętała ocean, zachód słońca... no i on. Jej najlepszy przyjaciel. Sen był na tyle realistyczny, że niemal od razu poczuła pustkę. Zaraz potem przyszło rozgoryczenie i w końcu złość. Oddałaby wszystko, żeby teraz być razem z nimi. Nie miała pojęcia, gdzie teraz są, jak się czują i jak sobie radzą, a świadomość, że ona nie może zrobić kompletnie nic tylko pogarszała sprawę.
Czując, że i tak już nie zaśnie, wstała i odsłoniła rolety. Przez chwilę delektowała się pięknym widokiem miasteczka Porto o poranku, jednak nie potrafiła skoncentrować się na takich błahostkach. Szybko pościeliła łóżko, po czym skierowała się w stronę salonu. Było to niewielkie pomieszczenie połączone z aneksem kuchennym, jednak zawierało wszystko, czego potrzebowała. Wygodna sofa z miękkim kocem, drewniany stolik kawowy i - najlepsze - wysoki regał wypełniony po brzegi książkami. Kremowe ściany sprawiały, że mieszkanie wydawało się przytulne i pewnie czułaby się tu jak w domu, gdyby nie jeden mały szczegół. Właściwie to wcale nie taki mały.
Pokręciła głową, gdy w jej myślach zaczął pojawiać się niechciany obraz z jej snu. Niechętnie musiała przyznać, że widok Malfoya uśmiechającego się w taki sposób zrobiła na niej większe wrażenie, niżby sobie tego życzyła i miała wyrzuty sumienia, że poczuła niezdecydowanie, nawet jeżeli to był tylko sen. Poza tym - myślała, kiedy włączała ekspres - Malfoy się tak nie uśmiecha. Właściwie ostatnimi czasy w ogóle się nie uśmiechał. Właściwie ostatnimi czasy to prawie w ogóle go nie widywała. Wstawał skoro świt i po prostu wychodził z mieszkania, wracał z kolei, kiedy ona już spała. Na początku nawet się o niego martwiła, jednak wiedziała, że on po prostu ma zamiar udawać, że między nimi nigdy do niczego nie doszło. Domyślała się, że po tamtym pocałunku ich relacje spadną na niższy poziom, ale szczerze się nie spodziewała, że aż tak.
Wzięła kubek z czarną kawą i wyszła na balkon. Oparła się o parapet i rozkoszowała się widokiem miasteczka budzącego się do życia. Mimowolnie na myśl przyszła jej pierwsza noc tam spędzona i uświadomiła sobie, że był to ostatni raz, gdy z Malfoyem rozmawiała, chociaż samo wspomnienie tej wymiany zdań powodowało u niej nagły przypływ zażenowania.

***

Śniadanie musiało poczekać, co okazało się, kiedy otworzyła lodówkę. Przynajmniej po jej stanie wiedziała, że Malfoy jeszcze tu mieszka. Postanowiła od razu wybrać się na zakupy. Pamiętała, że niedaleko ich kamienicy jest piekarnia otwierana od wczesnych godzin porannych. Rozejrzała się po kuchni i stwierdziła, że ma kolejny powód, żeby od już jeszcze bardziej znienawidzić blondyna.
Ostatnim razem zostawiła sobie plik kartek i długopis na jednej z półek, żeby przy następnych zakupach nie musieć ich szukać, ale oczywiście Malfoy musiał się zająć porządkami po swojemu. Przeszukała całą kuchnię i salon i gdy już miała zrezygnować postanowiła sprawdzić jeszcze na szafie z książkami. Nie zdziwiłaby się wcale, gdyby jej rzeczy zostały schowane tam z czystej złośliwości, więc wspięła się na palce i na oślep próbowała sprawdzić, czy jej przypuszczenia są prawdziwe. Zaśmiała się cicho z niedowierzaniem, gdy jej palce natrafiły na coś papierowego.
Ściągnęła swoją zdobycz, w myślach przyrzekając, że przy najbliższej okazji policzy się z chłopakiem, jednak możecie sobie wyobrazić jej zdziwienie, gdy zamiast swoich kartek w dłoni zobaczyła... kopertę.
Uniosła wysoko brwi, gdy zobaczyła, że owa koperta jest już rozerwana, a ze środka wystawał list. Na jej wierzchu widniały dwa znaczki pocztowe, co oznaczało, że list przyjść musiał pocztą mugolską. Przeszła przez salon i usiadła na wygodnej kanapie, po czym zabrała się za lekturę.



drodzy przyjaciele Tamaro i Geraldzie

Mam nadzieję, że wakacje mijają wam w Jak najlepszej atmosferze bardzo wam zazdroszczę tego wyjazdu, mam nadzieję, że i ja kiedyś tam Dotrę. u nas wszystko dobrze. pogoda jest Słoneczna i myślę, że Tam także. Bardzo za wami tęsknimy i Dziękujemy za piękne widokówki i Zdjęcia. 

mama była u Okulisty Który zalecił jej takie Duże okulary i wygląda teraz bardzo zabawnie. Czerwiec w tym roku ma być bardzo ciepły i myślę już nad wakacjami Za granicą, najlepiej Na wyspach. pamiętajcie o Kremie na słońce i Dużo się nie opalajcie, bo to szkodzi skórze.


pozdrawiam was gorąco,
Samuel Smith
ga de ry po lu ki


Hermiona znów uniosła brwi. Całość nie miała najmniejszego sensu, nie mówiąc już o kompletnym braku poszanowania interpunkcji i gramatyki. Wiedziała dobrze, że ktoś ze świata czarodziejów będzie próbował się z nimi kontaktować, ale mogli przynajmniej zrobić to w jakiś bardziej zrozumiały sposób. W końcu Voldemort chyba nie ma w zwyczaju przejmowania hiszpańskiej poczty, w dodatku mugolskiej. Przeczytała list jeszcze raz i po raz pierwszy od tygodnia na prawdę zapragnęła zobaczyć Malfoya. Poczuła wzbierającą w sobie złość na chłopaka i wiedziała, że - mimo wszystko - musiało w końcu dojść do konfrontacji. Niewiele obchodził ją w tym momencie głupi pocałunek, który tak ich poróżnił i głęboko gdzieś miała jego widocznie urażoną dumę i postanowienie ignorowania jej do końca życia. Przecież to mogło chodzić o jej przyjaciół! Ten list mógł zawierać informacje, na które czekała odkąd tylko opuścili Malfoy Manor. A ten bezczelny buc postanowił wszystko przed nią zataić. Ze złością ruszyła w stronę sypialni blondyna i mało ją obchodziło w tym momencie, że ma na sobie jedynie krótki szlafrok. Bez zbędnego pukania pchnęła mocno drzwi, które z hukiem uderzyły w ścianę i już miała zaczął prawić mu wyrzuty, gdy zauważyła, że łóżko jest zaścielone i wyglądało, jakby tej nocy wcale nikt w nim nie spał. Wzięła kilka głębokich oddechów przysięgając sobie w duchu, że przy najbliższej okazji Draco Malfoy zniknie raz na zawsze z powierzchni ziemi. Wiedziała, że uratował jej życie i zdawała sobie sprawę, że tylko dzięki niemu jest tutaj, z dala od wojny, w spokojnym Porto, ale w tym momencie nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Wszystko przestawało się liczyć, kiedy chodziło o życie jej przyjaciół.

***

Słońce prażyło mocno, kiedy Hermiona rozsiadła się wygodnie w wiklinowym fotelu przy jednej z kawiarenek. Na stoliku położyła list i zamówiła kawę. Cieszyła się, że założyła ciemne okulary, bo kilku przechodzących mężczyzn spojrzało na nią z zaciekawieniem. Z jednej strony miała ochotę się uśmiechnąć z drugiej jednak pamiętała, że w świecie czarodziejów trwa wojna i żadne miejsce na świecie nie jest bezpieczne na sto procent. Wiedziała jednak, że Porto jest mugolskim miasteczkiem i istniało małe prawdopodobieństwo, że spotka jakiegoś śmierciożercę pijącego mrożone latte i spoglądającego w ocean. Miasteczko wydawało jej się bezpieczne również z powodu pogody. Może to i głupie, ale Anglia - szara i deszczowa - była dla zwolenników Czarnego Pana idealnym miejscem. Londyn - zarówno mugolski jak i czarodziejski - pełen był ciemnych zaułków, gdzie podejrzane typy załatwiały swoje szemrane interesy. Ludzie wiedzieli, że coś jest nie tak, choćby ze względu na niesprzyjającą aurę, spowodowaną przez dementorów i po prostu woleli zostać w teoretycznie bezpiecznych domach. Porto natomiast było tego kompletnym przeciwieństwem. Faktycznie pogodna nie była taka jak w sezonie, słońce zachodziło szybciej i nie paliło tak mocno, a miejscowi zakładali swetry, gdy temperatura schodziła poniżej dwudziestu stopi, jednak dla niej - przyzwyczajonej do deszczowej i pochmurnej Anglii - była to miła odmiana.
Rozsiadła się wygodnie, wyciągnęła list i przeczytała go jeszcze raz. Wiedziała dobrze, że jest to pewnego rodzaju szyfr, ale przez dłuższy czas nie potrafiła znaleźć do niego klucza. Na innej kartce próbowała zapisywać pojedyncze słowa zaczynające się z dużych liter, jednak całość i tak nie miała sensu, tak samo jak i wszystkie wyrazy zaczynające się z małych. Nic nie dawało czytanie od tyłu ani zamienianie wyrazów kolejnością. Spędziła w kawiarni dobre cztery godziny i w końcu poddała się.
Zabrała swoje rzeczy, obiecując sobie w myślach, że w mieszkaniu spróbuje jeszcze raz, teraz jednak musiała odpocząć. Skierowała się w stronę małej zatoki, którą szczególnie polubiła ze względu na kamienistą plażę i ogromne głazy, na których mogła siedzieć godzinami. Wyciągnęła z torebki jedną z książek, którą zabrała z mieszkania i pozwoliła się na chwilę jej wciągnąć.

***

Czyjeś głośne kroki wyrwały ją z książkowego transu i podniosła wzrok, nie do końca wiedząc jak zareagować. Miała nadzieję, że ta osoba minie ją i pójdzie dalej, jednak kroki robiły się coraz głośniejsze. Wzbudziło to jej czujność; w końcu rzadko kto tutaj przychodził, wszyscy skupiali się raczej na piaszczystych plażach, które ciągnęły się po drugiej stronie zatoki. Zacisnęła palce na różdżce, którą nadal miała w torebce, gotowa w każdej chwili jej użyć. Wiedziała dobrze, że w mugolskim miasteczku nie powinna używać magii, jednak jeśli coś zagrażało jej życiu, to nie miała wyboru.
Potencjalny napastnik jednak wyminął ją i przysiadł na skale niedaleko. Nie puściła jednak różdżki, ciągle zachowując ostrożność. Plaża była duża, a on wybrał miejsce akurat tak blisko niej? Nie chciała niepotrzebnie panikować i zaburzać spokoju, jaki dotąd panował. Przyjrzała się delikwentowi dokładniej i z ulgą ustaliła, że większe niebezpieczeństwo jej nie grozi. W końcu gdyby chciał to zaatakował by ją od razu, a nie siedział i patrzył w odległy horyzont. Miał na oko dwadzieścia parę lat, na pewno nie więcej niż dwadzieścia pięć. Jego karnacja i kolor włosów sugerowały, że mężczyzna jest miejscowy, a upewnił ją w tym jego ubiór. Przy jej letniej sukience, jego ciemna kurtka wyglądała dosyć komicznie.
Nagle mężczyzna odwrócił się, spoglądając prosto na nią, a ona nie zdążyła odwrócić wzroku. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu mężczyzna odezwał się.
- Olá, eu posso...
- Eu não entendo Português - przerwała mu. Przez ten tydzień zdążyła nauczyć się jedynie tyle, by mówić, że nie rozumie w ich języku.
- Angielski? - zapytał, a ona jedynie kiwnęła głową. - To widać, że ty nie tutejsza. Wakacje?
Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy wciągać się w tę dyskusję, jednak potrzeba odezwania się do kogokolwiek wzięła górę. W razie czego potrafi się bronić, a niezobowiązująca rozmowa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Jestem tutaj służbowo - wyjaśniła, układając sobie w głowie nową biografię.
- Słuszbofo...? - powtórzył, najwidoczniej nie rozumiejąc tego słowa.
- W pracy - odparła, gdy mężczyzna podszedł bliżej niej. Uśmiechnął się, gdy wyciągnął do niej rękę.
- Jestem Alberto - przedstawił się.
Zastanawiała się chwilę, czy powinna podawać swoje prawdziwe imię, ale szybko doszła do wniosku, że nie powinno nic złego się jej tutaj stać.
- Hermiona - uścisnęła mu dłoń.
- No więc... 'Ermiona... musisz mieć bardzo fajna praca, że przyjeżdżasz tutaj do Portugalia. W moja praca tylko Porto, Porto i Porto. Nigdy nie byłem za granica.
- Jestem dziennikarką - uśmiechnęła się nieco wymuszenie, bo w kłamaniu nigdy nie była zbyt dobra - Piszę artykuł o - głos jej na chwilę uwiązł w gardle - martwym sezonie nad Atlantykiem.
- Tutaj zawsze się coś dzieje - wzruszył ramionami - W końcu jest trochę lżej i można wyjść z domu. Gdy jest dużo turysta, lepiej nie wychodzić...
- Teraz też jest pięknie - powiedziała znów wpatrując się w ocean. Postanowiła sobie, że kiedyś tu wróci. Kiedy tylko to wszystko się skończy.

***

- A tutaj jest boisko - wskazał jej ręką odgrodzoną część osiedla, po czym skierowali się w stronę kamienic wzdłuż rzeki. Hermiona zgodziła się na prywatne oprowadzenie po tej mniej znanej części Porto, która mogła się nadawać do artykułu, jak twierdził Alberto. Nie znali się wcale, jednak panna Granger czuła się szczęśliwa z tego powodu, że miała przynajmniej do kogo otworzyć usta.
- To tutaj - powiedziała, gdy skręcili w wąską, brukowaną uliczkę. Zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami i uśmiechnęła na pożegnanie.
- Jutro wieczorem jest mecz - oznajmił - Nasza dzielnica kontra Pereiro. Przyjdziesz? - zapytał z nadzieją w głosie - To może być interesujące dla twój artykuł - dodał z uśmiechem, a ona kiwnęła głową.
- Przyjdę - zapewniła - Do zobaczenia.
- Chau! - uśmiechnął się znowu szeroko i poczekał, aż dziewczyna zniknie za drzwiami.
Hermiona poczuła się trochę zmieszana. Czy on z nią flirtował? Nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w relacjach damsko- męskich. Jedyny mężczyzna, który był nią zainteresowany to Krum, ale relacje z nim były dość skomplikowane, a jeśli ten chłopak liczył na coś więcej, to nie chciała robić mu złudnych nadziei. Dobrze wiedziała, że za jakiś czas będzie musiała zniknąć z tego miasta i pewnie więcej się nie zobaczą.
Co to w ogóle za czasy, myślała, kiedy otwierała kluczem drzwi do mieszkania, żeby nie można było odróżnić flirtu od zwyczajnej uprzejmości.
Weszła do środka, a uśmiech od razu zniknął z jej twarzy.

***

Draco Malfoy stał oparty o kuchenny blat. Ręce miał w kieszeniach swoich czarnych spodni, a biała koszula opinała się na jego torsie. Rękawy miał podwinięte przez co Mroczny Znak było widać w całej okazałości. Twarz miał bledszą niż zwykle, a pod oczami widniały sine cienie, jakby ostatnimi czasy spał wyjątkowo mało, lub był chory.
Hermionę na moment zmroziło, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy. Wyglądał, jakby samym wzrokiem chciał pozbawić jej życia. Usta zaciśnięte w wąską linię i oczy pełne niechęci, a nawet... pogardy? Musiała przyznać, że zbiło ją to z tropu, ale tylko na chwilę. Jego spojrzenie wzbudzało w niej poczucie winy, a przecież nie zrobiła nic złego!
Dopiero po chwili wrócił jej oddech, a razem z nim racjonalne myślenie.
- W co ty grasz, Granger? - zapytał niepozornie, jednak chłód jaki wyczuła w jego głosie był niemalże odrzucający.
- W co ja gram? - uniosła wysoko brwi i poczuła jak wzbiera w niej złość. Szybkim ruchem wyciągnęła z torebki pomięty list i pomachała nim w powietrzu. Przez chwilę w jego oczach widać było zmieszanie, jednak bardzo szybko się zreflektował.
- To jest prywatna korespondencja - powiedział spokojnie, na co ona roześmiała się nieco histerycznie.
- Nie rozśmieszaj mnie, Malfoy. Dobrze wiem, od kogo jest ten list i wiem, że może zawierać ważne dla mnie informację. Ale ty najwyraźniej postanowiłeś zostawić wszystko dla siebie...
- Nie przyszło ci do tej twojej mózgownicy, że nie ma w tym liście absolutnie nic, co dotyczy ciebie, skoro ci o tym nie powiedziałem? Oczywiście, że nie, bo panna wiem-to-wszystko-Granger zawsze musi się do wszystkiego wtrącać!
- Mam prawo wiedzieć! - odparowała od razu, nie kontrolując chwili, gdy jej głos zamienił się w krzyk.
- I co ty sobie w ogóle wyobrażasz szwendając się z jakimś podejrzanym typem? Nie po to ratowałem ci życie, żebyś ty teraz wszystko zaprzepaściła, bo zachciało ci się romansów!
- Ratujesz mi życie? W życiu byś tego nie zrobił, gdyby sytuacja cię nie zmusiła!
- Trzeba było cię tam zostawić...
- Jasne, że trzeba było! Nie musiałabym teraz tutaj tkwić razem z tobą.
- Na przyszłość zapamiętam - uśmiechnął się bezczelnie i satysfakcją patrzył, jak w gryfonce znów wzbiera fala gniewu.
- Nienawidzę cię, Malfoy - powiedziała, próbując trzymać nerwy na wodzy, jednak zdenerwowanie na niego, które kulminowało się w niej od tygodnia zwyciężyło. Złość zamieniła się w gorycz, która wylała się z niej, gdy tylko otworzyła usta - Od tygodnia zachowujesz się, jakbym zrobiła ci coś złego, nie odzywasz się i dajesz do zrozumienia, że mam po prostu ci zniknąć sprzed oczu, a na koniec urządzasz awanturę, bo w końcu do kogoś miałam okazję otworzyć usta! - Hermiona za wszelką cenę próbowała powstrzymać łzy, które napływały jej do oczu, jednak widok blondyna, który zachowywał się jakby nie robiło to na nim większego wrażenia, był dla niej nie do zniesienia. Wiedziała, że poruszając tylko jeden temat jest w stanie mu zmyć ten ignorancki uśmiech z twarzy. - Wcześniej taki nie byłeś.
- Nie rozśmieszaj mnie - uśmiechnął się kpiąco, jakby widok jej łez dawał mu satysfakcję - Nie masz pojęcia, jaki jestem.
- Skończ tę szopkę - powiedziała, starając się, by głos jej nie zadrżał - Pretensje możesz mieć tylko do siebie. To ty mnie pocałowałeś, nie ja ciebie.

***


Wróciłam i mam nadzieję, że ten chwilowy przypływ weny nie odejdzie tak szybko, jak wszystkie poprzednie. Jeśli czytelniku drogi dotrwałeś aż do tego momentu, to proszę o chociaż malutki komentarz. Pochwała czy krytyka - wszystko przyjmuję na klatę i każdą radę biorę sobie do serca. :)

Wasza Nan.
PS. Przepraszam, jeśli ktoś, kto zna portugalski podczas czytania tego tekstu złapał się za głowę. Niestety nie mam czasu na zgłębianie gramatyki i całą robotę odwalił Google Translator. :)