poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 3 - "Francja"

- Zaraz będziemy, Granger - obudziło ją szturchnięcie w ramię.
Otworzyła oczy i zaspana stwierdziła, że dobrze widzieć blondyna w swojej postaci.
Pokręciła głową, chcąc wyrzucić niepotrzebne myśli z głowy, a Draco spojrzał na nią z lekkim zainteresowaniem. 
Hermiona poczuła, że lekko się rumieni i spojrzała na okno. Podobały jej się poranne widoki francuskich wiosek, które dane było jej oglądać z mknącego pociągu TGV. 
- Mam pomysł, co dalej - powiedział - Czy... - zawahał się na chwilę - ... w Paryżu są salamoty?
Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Samoloty - poprawiła go - Tak, oczywiście. Wysiądziemy przy lotnisku Charles De Gaulle.
- Brzmi jak chorba - skrzywił się i zaśmiał krótko. Szybko jednak stłumił uśmiech, przybierając znów maskę obojętności.
Zaśmiał się. Naprawdę. Od dwunastu godzin, które spędzili razem Hermiona zaobserwowała pierwszy jakikolwiek ludzki akt. Poza - oczywiście - uratowaniem jej życia, ale dobrze wiedziała, że tutaj akurat Draco kierował się osobistymi pobudkami.
 Tyle lat byli wrogami. Tyle lat słyszała docinki na temat jej wyglądu i pochodzenia. Zostało wylanych tyle niepotrzebnych łez przez uwagi na temat jej niegodnego życia i brudnej krwi. Teraz musiała odsunąć od siebie niechęć, kształtującą się przez tak długi czas i spróbować popatrzeć na chłopaka, jak na zupełnie inną osobę. Swoją drogą zauważyła, że gdy Draco nie zachowuje się jak cyniczny, rozpieszczony dzieciak, to jest całkiem... znośny. 
 Widziała oczywiście, że jego wojna też zmieniła; że na nim też odcisnęła swoje piętno, choć próbuje wcale tego nie ukazywać.
- Po co powstał ten tunel? Ten, którym uciekliśmy - zadała pytanie, które od wczoraj miała w głowie. Wiedziała, że Malfoyowie nie są zbyt honorowi, ale żeby uciekać się do takich rozwiązań?
Spojrzał na nią lekko zdziwiony, zastanawiając się pewnie, czy może odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie wydaje mi się, by to była potrzebna ci informacja - powiedział.
Milczeli oboje chwilę, mierząc się wzajemnie spojrzeniami. Draco pierwszy uciekł wzrokiem, skupiając się znów na oknie.
- Czarny Pan - zaczął cicho, choć poza nimi w przedziale nie było nikogo - dostał szału, gdy dowiedział się, że Potter uciekł. Ukarał nas; całą moją rodzinę. Dostaliśmy zakaz opuszczania Malfoy Manor no i matka... kazała skrzatom stworzyć to przejście. Na wszelki wypadek. Nawet bym o nim nie wiedział, gdybym nie... - urwał najwidoczniej myśląc, że powiedział już zbyt wiele. - Musimy jak najszybciej opuścić Europę, Granger - dodał, patrząc w końcu na nią.
- Szukają nas? - zapytała, a Draco pokiwał tylko głową. Wzrok szatynki spoczął na niewielkim telewizorze umieszczonym na końcu przedziału.
Akurat rozpoczynały się wiadomości, więc musiała być godzina siódma rano.
- Na Merlina - wyszeptała Hermiona z wzrokiem utkwionym gdzieś ponad głową chłopaka. - Malfoy, to my!
Blondyn odwrócił się szybko. Prezenterka wiadomości mówiła coś szybko po francusku, a za nią widniało duże zdjęcie. Zdjęcie jej i Malfoya, opatrzone czerwonym paskiem z białymi, drukowanymi literami: ATTENTION! DEUX DANGEREUS PERSONNES SONT LIBRES!
- Co ona mówi? - zapytał od razu.
- Jesteśmy poszukiwani - powiedziała czując, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. - Niebezpieczni zbiegowie z angielskiego więzienia - spojrzała przerażona na chłopaka.
Wyciągnął szybko różdżkę i zablokował wszystkie drzwi.
- Eliksir wielosokowy może się szybko skończyć, ale nie mamy wyjścia - stwierdził i wyjął z plecaka dwie fiolki eliksiru. Podał jej jedną. - Pijemy i przenosimy się do innego przedziału, musimy wtopić się w tłum. Napewno ktoś już ich powiadomił.
Szatynka szybko odkorkowała fiolkę i gdy tylko jej kubki smakowe zarejestrowały smak połykanego płynu wiedziała, że coś jest nie tak.
- Cholera, Malfoy - syknęła, gdy dotarło do niej, co się stało - pomyliłeś fiolki!
Obserwowała, jak idealnie jasne włosy chłopaka robią się rude i wydłużają za piersi. Oczy zmieniły kolor na zielone, a całe ciało skurczyło się lekko.
Hermiona poczuła dziwne parcie w butach. Podskoczyła, jak oparzona i zdjeła je w ostatnim momencie.
- Oddawaj buty - powiedziała, bo adidasy nie pasowały już na jej nienaturalnie duże stopy.
Poczuła również ucisk w biodrach; jej spodnie stały się bardzo obcisłe.
- Jak mogłeś pomylić eliksiry - warknęła, gdy zakładała jego męskie buty.
- To nie jest teraz największy problem. Zamieńmy się kurtkami i uciekajmy stąd - podniósł się z miejsca, zabierając torbę i podając kurtkę Hermionie.
Sztynka próbowała podążyć jego śladem, jednak gdy tylko wstała zachwiała się lekko i o mało nie upadła.
- Nie jestem przyzwyczajona do tak dużego ciała! - powiedziała, gdy Malfoy próbował ją podtrzymać, chociaż był prawie o dwie głowy niższy.
- Nie narzekaj już, wychodzimy. - zarządził, popychając ją lekko w kierunku szklanych drzwi.
Przeszli kolejny przedział, w którym były tylko dwie osoby i zatrzymali się w kolejnym, gdzie zostało tylko kilka miejsc siedzących.
- Siadaj tu - wskazał na miejsce obok starszej pani. Ta uśmiechnęła się ciepło na ich widok i przez chwilę mierzyła ich wzrokiem. Jej spojrzenie zatrzymało się na chwilę na damskich spodniach Hermiony, wyjątkowo obcisłych w męskim ciele.
- Vous allez a Paris? - zapytała po chwili, nadal im się przyglądając.
- Oui - odpowiedziała automatycznie myśląc, czy nie lepiej byłoby skłamać. - Pyta, czy jedziemy do Paryża - powiedziała do chłopaka.
- Musimy stwarzać pozory - powiedział swoim wysokim, kobiecym głosem a Hermiona - mimo nieciekawej sytuacji - miała ochotę parsknąć śmiechem.
- Nous allons en vacances - uśmiechnęła się nerwowo w stronę kobiety, a ta poprawiła okulary.
- Oui, Paris est tres parfait pour la relaxation. Vous etes la paire, oui?
- Pyta, czy jesteśmy parą - mruknęła szeptem do chłopaka. - Co mam jej odpowiedzieć?
- Cokolwiek - powiedział tylko.
- Oui oui - powiedziała błagając w myślach, by nie kontynuowała tematu.
- C' est tres bien! - klasnęła w dłonie i zaśmiała się szczerze. Gorszego miejsca nie mogli wybrać. Hermiona spojrzała z wyrzutem na rudą osóbkę obok siebie, ten jednak tylko wzruszył ramionami.
Starsza pani już otwierała usta, by znów coś powiedzieć, gdy pociągiem szarpnęło i zaczął się powoli zatrzymywać.
- Ce n' est pas l' arret - staruszka rozejrzała się zdezorientowana.
- Mówi, że to nie jest przystanek.
- Nie podoba mi się to - zmarszczył brwi, usilnie się nad czymś zastanawiając.
 Pociąg zatrzymał się po środku pól. Najbliższe domy widać było jako małe punkty na horyzoncie.
Drzwi wagonu otworzyły się z cichym skrzypnięciem i pojawiły się w nich dwie postacie.
 Dwaj mężczyźni, których Hermiona wcześniej nie widziała, byli ubrani w czarne skórzane płaszcze, a ich oczy zaczęły przeszukiwać wagon. Wciągnęła głośno powietrze i mimowolnie zacisnęła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Zachowuj się normalnie - szepnął jej do ucha, gdy mężczyźni skierowali się w ich stronę.
 Draco oparł głowę o jej ramię. Chyba próbował stwarzać pozory, jednak szybki oddech Hermiony i nerwowy wzrok mógł ich zdradzić.
- Uspokój się - syknął. Na szczęście dwójka śmierciożerców była jeszcze zbyt daleko by ich słyszeć. - To Dołohow. Nie chcesz wiedzieć, co ci zrobi, gdy nas złapie. Eliksir może przestać niedługo działać, musimy stąd uciekać.
 Spojrzała na niego przerażona. Mężczyźni skierowali się w ich stronę. Towarzysz Dołohowa - niższy i zapewne starszy - trzymał rękę wyciągniętą przed siebie a w niej wycienek z mugolskiej gazety z ich twarzami.
 Hermiona zacisnęła mocno wargi, by powstrzymać strach, choć była pewna, że jej szybko bijące serce słychać w całym przedziale.
 Antonin zatrzymał się dokładnie przed nimi i mierzył ich chwilę wzrokiem w milczeniu.
- Jugson, chodź no tutaj - powiedział głośno, a wspomniany śmierciożerca natychmiast zjawił się za jego plecami. Wziął od niego kawałek gazety i zamachał nim im przed oczami. - Widzieliście ich? - zapytał głośno.
- Je ne comprendre pas - odpowiedziała od razu staruszka, kręcąc przecząco głową, dając im do zrozumienia, że nie wie, o czym mówią.
 Dołohow zmierzył ją wzrokiem, po czym przeniósł spojrzenie na Hermionę i Dracona.
- A wy... kojarzycie ich?
 Hermiona miała zamiar potrząsnąć głową, ale w jej głowie pojawił się plan. Drzwi pociągu zostały otwarte, a gdyby tak...
 Draco zamrugał szybko swoimi kobiecymi powiekami i pokręcił głową, natomiast ona zmarszczyła brwi i powoli, jakby nadal się zastanawiając, pokiwała głową.
- Oni chyba byli tam - próbowała powiedzieć to z francuskim akcentem, tak jak to często robiła Fleur. Wskazała palcem na drzwi do sąsiedniego przedziału, przez które wcześniej przeszli.
- Jesteś pewien? - Antonin zmierzył ją groźnie wzrokiem.
- My widzieli Wiadomości. Oni niebezpieczni, tak?
- Bardzo - odezwał się zza pleców Dołohowa Jugson, a ten zgromił go wzrokiem.
- Poszli tam - powiedział pewnie Draco,
- Jeśli to nie będzie prawda, to tu wrócimy - zagroził, ale obaj ruszyli szybko w kierunku drzwi do sąsiedniego przedziału.
- W nogi! - niemal krzyknęła, zrywając się z fotela i pociągnęła chłopaka za rękę. Miała wrażenie, że za moment serce eksploduje jej w klatce piersiowej, gdy pierwsza opuściła pociąg. Draco wypadł zaraz za nią i oboje puścili się biegiem wzdłuż pola kukurydzy.
 Hermiona co chwilę się potykała, nie przyzwyczajona do dużego ciała, aż w końcu poczuła mocne szarpnięcie za ubranie.
- W pole, Granger! - krzyknął i oboje wpakowali się między zielone rośliny. Biegli chwilę w milczeniu, a ostre liście chlastały ich po twarzach.
- Stój - sapnął w końcu Draco i zatrzymał się. Szatynka zmęczona biegiem też się zatrzymała i opadła na ziemię.
- Nie mam już siły - wychrypiała, oddychając ciężko.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.
- To było bardzo ryzykowne - stwierdził w końcu i opadł na ziemię obok niej.
- Miałeś lepszy pomysł? - uniosła brwi.
- Nie mogę uwierzyć, że się nie zorientowali. Ten twój akcent...
- Starałam się - wzruszyła ramionami.
- A co dalej? Eliksir przestanie niedługo działać.
Szatynka wyciągnęła zza paska spodni różdżkę i położyła ją na dłoni.
- Wskaż mi - szepnęła, a różdżka obróciła się w lewo. - Tam jest północ. Żeby dojść do najbliższych domów, musimy iść na południe.
- I...?
- I kupić coś do jedzenia, jestem głodna - powiedziała z braku lepszych pomysłów i podniosła się.
- Ciągle nie mamy dalszego planu - zauważył i popatrzył na nią z wyrzutem.
Hermiona już otworzyła usta, by odpowiedzieć, jednak poczuła dziwny skurcz w żołądku i poczuła, że zaczęła się kurczyć. Włosy wróciły do dawnej długości, a ubrania stały się nagle o kilka rozmiarów za duże.
- Świetnie, w dodatku eliksir przestał działać.
***
 Hermiona zerkała co chwilę na Malfoya. Jak mógł być na nią zły? Starała się, jak tylko mogła, no i udało im się uciec. Wiedziała, że jej zdolności aktorskie nie są najlepsze, ale Draco powinien to docenić, skoro się udało, a nawet podsunęła im fałszywy trop z Hiszpanią. Oczywiście Dołohow mógł się domyślić, że to byli oni, ale jak narazie byli bezpieczni.
 Już dobrą godzinę szli przez tę kukurydzę, a według obliczeń Hermiony powinni już docierać do wioski, którą widziała przez okno.
- Ciągle czekam na dalszą część twojego genialnego planu, Granger - przerwał w końcu ciszę.
- Wiesz co, Malfoy? - stanęła i skrzyżowała ręce na piersi. - Mam tego dosyć.
- Ja też - popatrzył na nią lekko wyzywająco - Od godziny błądzimy w tym cholernym polu i nawet nie wiemy, czy się stąd wydostaniemy.
- Ale to dzięki mnie nas nie złapali - uniosła się lekko.
 Jak on mógł być takim ignorantem?
- Wystarczyło się nie odzywać - warknął - Nie wiedzieli, że to my! Mogliśmy być już w Paryżu.
- O ile dotrwalibyśmy tam żywi! Równie dobrze moglibyśmy być zpowrotem w twoim domu. Mogli być tam tak długo, że eliksir przestałby działać i... - urwała, bo jej słowa i tak nie robiły żadnego wrażenia na chłopaku. - Może to był zły pomysł...
- Nareszcie to do ciebie dotarło? - zmrużył oczy.
- Tak - powiedziała odważnie, choć wiedziała, że nie chodzi im o to samo. - To nie ma sensu, Malfoy.
- Co? - uniósł brwi zdezorientowany.
 Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy. Zawdzięczała mu życie, jednak wspólna ucieczka i ukrywanie się nie wiadomo jak długo...
- To nie może się udać - rzekła - Uratowałeś mi życie i jestem ci wdzięczna za to, ale... może lepiej będzie, jeśli każdy pójdzie w swoją stronę?
 Blade słońce, które wyłoniło się na chwilę zza chmur, oświetliło jasno twarz chłopaka. Przez chwilę malowało się na niej zdziwienie.
- Chcesz teraz zrezygnować? - uniósł lekko lewą brew - Co zamierzasz robić?
Wzruszyła ramionami.
- Wrócę do Anglii.
 Uśmiechnął się na to kpiąco.
- Zatem szerokiej drogi, Granger - powiedział i przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Nie, Malfoy, to ja tobie życzę powodzenia - uśmiechnęła się w końcu - Chciałabym widzieć, jak radzisz sobie sam w świecie mugoli.
- A ja chciałbym zobaczyć, jak ty wracasz do Anglii, skoro całe granice są już pewnie patrolowane.
 Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Oboje mieli rację i dobrze o tym wiedzieli, ale nikt nie zamierzał powiedzieć tego głośno.
- Przestań tylko mnie oskarżać, skoro dobrze wiesz, że to było jedyne wyjście - powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła na południe. Dobrze wiedziała, że Draco pójdzie za nią.
Po kilkunastu minutach ciszy Hermiona zobaczyła coś, co sprawiło, że się uśmiechnęła.
- Udało się - oznajmiła, gdy w końcu stanęli na skraju pola kukurydzy. - Jest droga do miasta.
 Malfoy dołączył do niej, ale nie podzielał jej entuzjazmu.
***
Wracam.