czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 6 - "Czarny kot"

"Człowiek się zmienia, ale jego przeszłość nigdy"
*
- Do twojej babci? - zatrzymała się, opierając o gruby pień drzewa, gdyż leśna ścieżka robiła się coraz bardziej stroma. Wzięła kilka głębokich oddechów, w czasie których Draco zdążył się od niej oddalić. - Malfoy! - zawołała, a chłopak odwrócił się z rozdrażnieniem wypisanym na twarzy.
- W tym tempie, Granger, pod Mont Blanc dojdziemy za rok - spojrzał na nią z wyrzutem.
- Twoja babcia mieszka na Mont Blanc? - zdziwiła się, gdy w końcu go dogoniła.
- Jasne, wystawiła sobie drewnianą chatkę na samym szczycie - zironizował, uśmiechając się sztucznie.
- Muszę odpocząć - znów się zatrzymała, wspierając dłonie na biodrach i oddychając głęboko.
Draco popatrzył na nią z politowaniem i wyjął butelkę wody z plecaka.
- Naprawdę Granger, nie mamy zbytnio czasu...
Po chwili znów ruszyli ramię w ramię, bez zbędnych słów pnąc się krętą ścieżką w górę.
Po niecałej godzinie las zaczął się przerzedzać i stopniowo pojawiała się kosodrzewina.
- Daleko jeszcze? - zapytała, gdy droga zaczęła robić się jeszcze bardziej stroma.
- W linii prostej jakieś siedemdziesiąt mil - uśmiechnął się znów.
- Żartujesz? - uniosła wysoko brwi, sapiąc jak parowóz.
- Nie żartuję, Granger, po prostu chcę przeżyć - powiedział zdawkowo. - Śmierciożercy prędzej czy później tutaj trafią i najlepiej jak wtedy będziemy poza Francją.
- Powiesz mi w końcu, gdzie ostatecznie mamy trafić? - zapytała, gdy Draco zatrzymał się, rozejrzał wkoło i zdjął plecak.
- Tutaj - oznajmił, patrząc z satysfakcją na zdezorientowaną Hermionę, gdy wyszli na małą polanę. - Zaczyna mocno wiać, a las powoli się kończy. Później pójdziemy po grani, gdzie wiatr będzie dużo silniejszy i będziemy bardziej widoczni.
-  A tak ci się spieszyło - mruknęła z wyrzutem, opadając na ziemię.
- Dalej spieszy. Jutro wyruszamy o świcie - oznajmił, gdy wyciągnął z plecaka mały, dwuosobowy namiot. - Rzucę zaklęcia ochronne, a ty rozłóż namiot.
Ruszył w kierunku drzew, unosząc różdżkę wysoko w górę, a ona wpatrywała się przez chwilę w jego oddalające się plecy. Pokręciła lekko głową i wyjęła różdżkę, by najpierw rozstawić ich tymczasowy dom, a później użyć już dobrze jej znanego zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego.
- Capacious extremis - wyszeptała. Uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy poczuła, że różdżka powoli zaczyna się do niej przekonywać.
Weszła na kolanach do ich małego namiotu, a jej uśmiech się powiększył. Wnętrze było wielkości dużego pokoju z średnim okienkiem na jednej z jego ścianek.
 Po chwili Draco dołączył do niej, rzucając plecak przed siebie.
- Trzeba tu trochę urządzić - powiedział cicho, wysypując całą zawartość czarnej torby na podłogę.
Hermiona uniosła wysoko brwi, gdy zauważyła mnóstwo przedmiotów codziennego użytku pomniejszonych do rozmiarów pudełka po zapałkach.
- Co to jest? - zdziwiła się.
Malfoy uśmiechnął się lekko, widocznie z siebie zadowolony,
- Chciałaś spać na podłodze? - zapytał retorycznie i jednym machnięciem różdżki zamienił maleńkie łóżko w jego pełnowymiarowy odpowiednik.
- Nie wierzę - wyszeptała cicho. Zdała sobie sprawę, że faktycznie o tym nie pomyślała. Co więcej, zdarzały się chwile, gdy łapała się na tym, że coraz więcej rzeczy jej umyka, jakby traumatyczne przeżycia w Malfoy Manor wpłynęły negatywnie na jej inteligencję.
- Oszczędź sobie wykładu na temat pomniejszania mebli w mugolskich sklepach, błagam - westchnął teatralnie, powiększając bujany fotel.
- Rozumiem wszystko, ale... wyniosłeś połowę sklepu meblarskiego? - popatrzyła na niego karcąco, wspierając dłonie na biodrach i tak bardzo przypominając panią Weasley.
- Nie zaczynaj nawet - uprzedził ją, ucinając tym samym rozmowę.
Pokręciła tylko głową i wyszła z namiotu, by trochę ochłonąć. Ruszyła przed siebie, w stronę lasu i miała nadzieję, że przez najbliższą chwilę nie będzie musiała patrzeć na Malfoya. Wiedziała przecież, że Draco zrobił dobrze, bo faktycznie nie mieliby na czym spać, ale miała wrażenie, że cokolwiek blondyn robi, robi to z wyjątkową przesadą. Rozumiała przecież łóżko i sofę, ale... na co dębowy fotel bujany i bogato zdobiony dywan perski?
 Jej rozmyślania przerwał cichy szelest, na co Hermiona gwałtownie się zatrzymała. Sięgnęła dłonią do spodni, jednak nie wyczuła nigdzie różdżki. Wpatrywała się chwilę w stertę ruszających  gałęzi, gdy nagle czarny kłębek futra wyskoczył na nią z prędkością światła. Krzyknęła histerycznie, machinalnie zamykając oczy i przewracając się na trawę. Czuła coś ciężkiego na brzuchu, więc powoli uchyliła oczy i znów krzyknęła. Nie zdążyła nawet zawołać Malfoya, gdy ten pojawił się obok niej i cicho parsknął śmiechem.
 Na jej brzuchu dumnie siedział duży, czarny kot. Jego długa sierść lśniła, pomimo braku słońca, a jego ciemne oczy wpatrzone były w Hermionę.
- Nawet z kotem nie potrafisz sobie poradzić? - Draco skrzyżował ręce na klatce piersiowej i patrzył na nią z lekkim rozbawieniem.
- Kot? - mruknęła cicho, gdyż była już przygotowana na najgorsze. Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła ku niemu dłoń. Czarne zwierzę prychnęło jedynie i zeskoczyło z niej. Z gracją usiadł między nią a blondynem i mrucząc cicho patrzył na nich z zainteresowaniem.
- Tak, Granger, kot. To właśnie takie zwierzę z czterema łapami, sierścią i uszami - nabijał się z niej.
Rzuciła mu chłodne spojrzenie i o własnych siłach podniosła się z trawy.
- Jesteśmy wysoko w górach, Pewnie musiał zgubić drogę do wioski, albo... - spojrzała na Malfoya, którego mina wyrażała dezaprobatę.
- Znajdzie drogę - wzruszył ramionami i skierował się z powrotem do namiotu.
- Malfoy! - zawołała za nim, a ten zatrzymał się, ale nie odwrócił od razu i Hermiona była gotowa założyć się o tysiąc galeonów, że w tym momencie wywrócił oczami.
- Nie ma mowy - powiedział ostro, chyba czytając jej w myślach - Żadnego bawienia się w ratowanie głupich sierściuchów, Granger.
- On tu zginie - zaprotestowała głośno, a kot miauknął cicho, jakby na potwierdzenie jej słów.
- My też zginiemy, jeśli będziemy się włóczyć z kotem - odparł, patrząc na nich gniewnie.
- Czy ty masz w ogóle jakieś ludzie uczucia? - zawołała, chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Oczywiście, że mam - odpowiedział z uśmiech - Na przykład głód - dodał już poważnie i spojrzał od niechcenia na kota.
Hermiona nie rozumiała, co stało się właśnie w tej chwili, ale Malfoy zmarszczył czoło, jakby nad czymś się zastanawiał, chwilę później otworzył lekko buzię ze zdziwienia i w końcu skierował wzrok na nią, a na jego twarzy nadal widniało coś, czego ona nie potrafiła zrozumieć.
- Niech będzie, Granger, wygrałaś - powiedział cicho, odwrócił się na pięcie i zniknął w namiocie.
Szatynka przez chwilę patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Draco, później spojrzała na kota, który z wyraźnym zadowoleniem ruszył za blondynem.
 - Nie wytrzymam - szepnęła do siebie i poszła śladem swoich towarzyszy.
*
2 dni później

 Jeśli dobrze Hermiona pamiętała, dzisiaj powinna być niedziela. Od rana nad Francją wisiały ciemne, burzowe chmury a z nich co chwilę padał lekki deszcz.
 - Niedługo powinniśmy być - powiedział w końcu Malfoy, kiedy grań zaczęła się obniżać. - Tutaj - zszedł z widocznego szlaku między drzewa. - Kawałek musimy podjechać tramwajem.
- Czym? - Hermiona zatrzymała się gwałtownie, omal nie wpadając na gruby pień sosny.
- Tramwajem, Granger - powtórzył, jakby tramwaj pod Mont Blanc był najnormalniejszą rzeczą na świecie.
- Oszalałeś, gdzie tu niby... - nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwał jej przeciągły gwizd nadjeżdżającego w dole pociągu. Uniosła wysoko brwi, a Malfoy uśmiechnął się z satysfakcją.
- W ogóle nie znasz świata, który cię otacza, Granger - skomentował, gdy wchodzili coraz głębiej w las. - Musimy się pospieszyć.
Hermiona prawie biegła za blondynem, a za nimi podążał czarny kot. Zeszli kilkadziesiąt metrów w dół, gdy chłopak zatrzymał się gwałtownie i w ostatniej chwili złapał ją za przedramię, bo z rozbiegu wpadłaby wprost na tory kolejowe.
 Odetchnął głęboko i od razu puścił jej rękę.
- Kawałek dalej jest most, więc pociąg tutaj zwalnia - zaczął - Musimy tylko wskoczyć tak, żeby...
- Wskoczyć? - powtórzyła, spoglądając na niego jak na wariata.
- Tak jest najszybciej - wyjaśnił, wzruszając ramionami.
Hermiona przełknęła ślinę i cofnęła się o krok, patrząc z przerażeniem na tory w dole.
- Nie dam rady - powiedziała cicho i w tym samym momencie rozległ się kolejny gwizd.
Zza zakrętu powoli wyłaniał się niebieski przód małego pociągu.
- Nie dam rady - powtórzyła cicho, na co Malfoy szybko pod ramię wziął kota, a ją złapał za dłoń.
- Damy radę - popatrzył na nią, ściskając jej dłoń mocniej. - Na trzy. Po prostu skocz do przodu - wytłumaczył powoli, a ona kiwnęła tylko głową, biorąc głęboki oddech.
 Lęk wysokości miała od zawsze. Bała się latać na miotłach, latać samolotami, a co dopiero skakać do rozpędzonego pociągu, za którym jest kilkuset metrowa przepaść zakończona gołymi skałami.
 Czuła jak dłoń, którą trzymał Draco zaczęła się pocić, a serce biło coraz szybciej.
- Raz... - powiedział, gdy niebieska lokomotywa minęła ich powoli. - Dwa... - trzy wagoniki przetoczyły się obok nich, aż w końcu dosłownie pod ich stopami pojawiła się kilku metrowa, płaska platforma. - Trzy!
 Hermiona poczuła mocne pociągnięcie w przód i z przyzwyczajenia przymknęła oczy, a w głowie pojawiła się jej wizja spadania w przepaść. Sekundę później poczuła jednak siłę uderzenia i ból w kolanach, na które upadła. Otworzyła oczy i oto z góry patrzyła na urwisko, którego tak bardzo się bała. Zacisnęła ręce mocniej na metalowej ramie i ze spontanicznym, szczerym uśmiechem spojrzała na Malfoya, który leżał na plecach, nadal trzymając kota pod ręką. On również uśmiechnął się lekko, ale jego oczy wyrażały głębokie zastanowienie.
 Rzadko kiedy zastanawiała się nad tym, jak z tym wszystkim radzi sobie Draco, choć nie mogła powiedzieć, że o nim samym nie myśli często. Dopiero teraz dotarło do niej, jak wielka odpowiedzialność na nim ciąży, Oczywiście, ona też miała zmartwienia takie jak wojna, troska o przyjaciół, o rodzinę, swój los, lecz na jego barkach spoczywało o wiele więcej zadań. Domyślała się, że martwił się on o swoją matkę - w końcu została zdana na łaskę Voldemorta, a ten po ich ucieczce z pewnością łaskawy nie był. Martwił się również o nią. Draco mógł to maskować, zasłaniać się swoim dobrem, ignorować ją i ciągle się z nią kłócić, ale ona teraz zaczęła dostrzegać, iż blondyn martwi się o jej życie bardziej niż o swoje. Zatroszczył się przecież o wszystko w Paryżu, gdyby było to na jej głowie, to pewnie musieliby spać na podłodze. I przecież to jemu zawdzięcza życie.
***
Krótko i na temat. Jak się okazało praca po dwanaście godzin dziennie nie jest najlepszym wspomagaczem w pisaniu, ale daję radę. Następny pewnie niezbyt szybko, ale będę się starać. :)
Ps. Jakiś pomysł na tytuł?