Zrozumienie wszystkiego zajęło mi tylko krótką chwilę, po czym spojrzałam na blondyna.
- Wchodź - powiedziałam krótko i po chwili drzwi za nami się zamknęły.
- O co tu chodzi? - zapytał Draco, gdy zapaliłam światło.
Spojrzałam na niego lekko przestraszona i odeszłam w najbardziej oddalony kąt pokoju.
- To Pokój Życzeń - wyjaśniłam cicho, na co chłopak uniósł tylko lewą brew. Westchnęłam cicho i wyjaśniłam - Zwany jest też pokojem Przychodź- Wychodź. Pojawia się, gdy intensywnie się o czymś myśli... Kiedy bardzo czegoś się chce.
- Nie rozumiem - mruknął, choć widziałam na jego twarzy cień zawahania i właśnie wtedy jego wzrok padł na fioletową ścianę przy drewnianym biurku.
- To mój pokój - wyjaśniłam po chwili ciszy.
- Jak to... twój... Myślałem, że kolorami waszego domu jest czerwony i...
Pokręciłam głową, choć powoli przestawałam cokolwiek z tego rozumieć.
- Pokój w moim domu, Malfoy. W Anglii. - wytłumaczyłam.
- Więc jak...
- Draco - przerwałam mu i byłam pewna, że w moim głosie przez chwilę zabrzmiała błagalna nuta. - O czym myślałeś, gdy przechodziliśmy?
Malfoy już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak zamknął je i spojrzał na mnie dziwnie.
Rozejrzał się znów po pokoju, podszedł powoli do biurka i wziął do ręki ramkę. Zdjęcie w niej było mugolskie, nie poruszało się, a przedstawiało małą mnie z dwom kucykami na głowie i ulubionym misiem w ręce.
Miałam wrażenie, że kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze, ale szybko odstawił ramkę na swoje miejsce i spojrzał na mnie.
- Daj sobie spokój, Granger - powiedział niby od niechcenia, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie dam - pokręciłam zdeterminowana głową, na co ten tylko lekko westchnął. - Dlaczego? - zapytałam cicho i wiedziałam, że zabrzmiało to wyjątkowo żałośnie.
- Jestem Draco Malfoy - uśmiechnął się niby kpiąco, choć jego głos brzmiał, jakby wydawał na siebie wyrok. - Naprawdę, Granger, daj sobie spokój - powiedział już całkiem poważnie, uważnie mnie obserwując. - Widzimy się jutro na korepetycjach tak? - chciał się upewnić.
Kiwnęłam tylko krótko głową, nie mogąc się zdobyć na odpowiedź.
- Świetnie - też pokiwał krótko głową, po czym ruszył w stronę drzwi.
Nie obejrzał się już za siebie, a ja zostałam sama z niesamowicie dziwnym uczuciem.
Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć, więc po chwili i ja ruszyłam w kierunku drzwi, zostawiając wspomnienia za sobą.
Założył się.
*
Draco Malfoy był dla mnie jakimś cholernym labiryntem. Zagadką nie do rozwiązania. Trasą nie do przejścia. Nic więc dziwnego, że od naszej ostatniej rozmowy absorbował on większość moich myśli. Nie mogłam się uczyć, nie mogłam zasypiać, nie mogłam skupić się na lekcjach.
Kolejnego dnia wysłałam mu sowę o odwołanych korepetycjach. Wykręciłam się złym samopoczuciem, ponieważ nie miałam na razie siły ani chęci, by mogło dojść do konfrontacji między nami. Miałam tyle pytań, które ciągle tłukły mi się w głowie i żadnego sensownego pomysłu na ich odpowiedź.
Dlaczego ciągle powtarza, kim jest? O co chodziło z tym pokojem? Czy naprawdę się założył?
Gdy dochodziła pora kolacji postanowiłam opuścić wieżę i zejść do biblioteki oddać wcześniej wypożyczone książki. Miałam nadzieję, że z racji trwającego posiłku nie spotkam nikogo na swojej drodze i nie pomyliłam się. Ale gdy weszłam do biblioteki...
*
- Draco, coś ostatnio zamyślony jesteś - Blaise Zabini uśmiechnął się przebiegle - Powiedz nam... naprawdę śpiewasz mugolskie ballady romantyczne pod prysznicem?
Blondyn uniósł wzrok na swojego przyjaciela i przy okazji spotkał się z kilkoma zaciekawionymi spojrzeniami, skierowanymi w jego stronę. Czas jakby na chwilę zwolnił, choć nikt oprócz niego w całej Wielkiej Sali wydawał się tego nie odczuwać.
- Tylko gdy jest pełnia - wypalił, zanim jego mózg zdołał w ogóle dobrze przyswoić zadane pytanie.
Czarnoskóry parsknął śmiechem, Crabbe i Goyle wymienili zdziwione spojrzenia, Pansy Parkinson teatralnie zatkała sobie otwarte usta dłonią, a sam Draco spojrzał na Blaise' a z przerażeniem.
- Co tu się... - zaczął, ale wtedy jego wzrok padł na pucharek z dyniowym sokiem. Nagłe przerażenie zamieniło się w złość, rzucił Zabiniemu mordercze spojrzenie i czym szybciej wybiegł z Wielkiej Sali, by już nikt nie zdążył go o nic zapytać.
Pierwszym potencjalnym schronieniem od razu wydały się mu lochy, jednak szybko oddalił ten pomysł. Ktoś z jego domu mógł nie pójść na kolację, a konfrontacja z kimkolwiek mogła go wiele kosztować. Szedł więc szybko przed siebie, nerwowo rozglądając się dookoła aż nogi same zaniosły go pod drzwi biblioteki. Tak, to mógł być jego azyl. Najpierw ukryje się przed resztą szkoły, a potem wymyśli szatański plan zemsty na Blaise' ie Zabinim.
Wszedł w ostatnią alejkę półek uporczywie ignorując wścibski wzrok bibliotekarki. Przysiadł na parapecie i zabrał z półki pierwszą lepszą książkę dla zabicia czasu, jednak po chwili coś zaburzyło jego poczucie bezpieczeństwa. Ten głos...
*
Weszłam do biblioteki i uśmiechnęłam się, gdy zauważyła, że nikogo w niej nie ma. Powitałam uprzejmie panią Pince i ruszyłam do kolejnych alejek, by odłożyć książki na swoje miejsce.
Zostały mi już tylko Tajemnice Zaawansowanej Transmutacji, więc szybko zwróciłam się w kierunku odpowiedniej półki i już myślałam, że ten wieczór wcale nie był taki zły, a przyjście do biblioteki było najlepszym pomysłem, by trochę ochłonąć. Już wyciągałam dłoń z książką, gdy... zamarłam.
- Malfoy? - zdziwiłam się. Książka, którą jeszcze przed chwilą trzymałam, z głośnym hukiem upadła na kamienną posadzkę.
- Co ty...? - zaczęłam, a mój wzrok padł na książkę, którą trzymał w dłoniach. Mugoloznawstwo dla opornych. Uniosłam wysoko brwi, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc.
- Nie pytaj - poprosił szybko.
Staliśmy chwilę w milczeniu, wpatrując się w siebie.
- Co tutaj robisz? - zapytałam w końcu cicho, lekko zaniepokojona jego dziwnym spojrzeniem i nerwowym rozglądaniem.
- Schowałem się przed wszystkimi, ponieważ Blaise Zabini dolał mi Veritaserum do mojego soku dyniowego podczas kolacji w Wielkiej Sali - odpowiedział niemalże bez zastanowienia na jednym wydechu. Dopiero gdy sobie to uświadomił, westchnął żałośnie i dodał - Nienawidzę go.
- Zaraz, zaraz - podchwyciłam szybko temat. - Blaise Zabini tak po prostu dolał ci veritaserum? - powtórzyłam z niedowierzaniem, na co blondyn pokiwał głową.
- Do soku dyniowego podczas kolacji - powtórzył.
- Przecież to jest nielegalne. - zauważyłam od razu, na moment zapominając o swoim małym problemie dotyczącym Dracona Malfoya. Ale skoro chłopak już i tak jest na przegranej sytuacji, czy nie mogłabym tego jakoś wykorzystać? - W jakim celu niby Zabini miałby cię faszerować tym eliksirem? - z ciekawości skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i oparłam się biodrem o półkę.
- Pewnie znowu założył się z Parkinson - odpowiedział od razu, po czym rzucił mi spojrzenie pełne wyrzutu - Nie rób tego więcej - zagroził, jednak ja zarejestrowałam tylko jedno interesujące mnie słowo. Założył się.
- Mam jedno pytanie - powiedziałam cicho.
*
W głowie Draco zapaliła się ostrzegawcza lampka. Było tyle kompromitujących i tak bardzo niekorzystnych dla niego sytuacji, które ona może teraz wykorzystać. Mogła zapytać o tyle rzeczy, przez które on byłby spalony na całej linii, jednak Hermiona Granger spoważniała, a z jej ust wypłynęły cztery słowa, których najmniej się spodziewał:
- Założyłeś się o mnie?
- Nie - odpowiedział automatycznie, a ona uniosła zdziwiona brwi. Nie sposób było opisać ulgę, jaką wtedy odczuł. - Skąd taki pomysł?
Pokręciła tylko głową, szepnęła coś, co brzmiało jak nieważne, odwróciła się na pięcie i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, jej już nie było.
*
- Hermiono, coś się stało? - po raz kolejny w ciągu paru dni Harry patrzył na mnie z taką troską w jego zielonych oczach.
Okulary zsunęły mu się na czubek nosa, a czarne włosy jak zwykle były w nieładzie. Czy to nie był najlepszy moment, by podzielić się z kimś moim problemem? Czy Harry jako mój przyjaciel nie zasługiwał chociaż na odrobinę prawdy?
- Mam... - zaczęłam cicho, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć dalej. - ... pewien problem, Harry.
Spojrzałam na niego niepewnie, ale oczy mojego przyjaciela wyrażały jedynie uprzejme zainteresowanie. Usiadł w fotelu obok i przez chwilę wpatrywał się w wesoło tańczące ogniki w kominku, po czym wyjął Historię Hogwartu z moich dłoni i odłożył ją na okrągły stolik.
Uśmiechnęłam się lekko, wzruszona jego postawą. Och, Harry, gdybyś tylko wiedział...
- Opowiadaj od początku - poprosił pewnie, a ja zastanawiałam się od czego zacząć i jak to wszystko zgrabnie ująć, by jednocześnie nie powiedzieć za dużo.
- Mam problem co do jednego chłopaka - powiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
- Och... Wiesz, Hermiono, ja naprawdę nie jestem znawcą w tych sprawach - uśmiechnął się lekko.
- Ale jesteś też facetem - zauważyłam.
- Zamieniam się w słuch - teatralnie wsparł brodę na dłoniach i z ciekawością spojrzał na mnie.
- No więc... - zaczęłam, próbując najstaranniej dobierać słowa - ... jest pewien ktoś...
- Ktoś... konkretny? - zapytał od razu.
Kiwnęłam powoli głową.
- Tak, ale wolałabym żebyś wypowiedział się na ten temat jak najbardziej obiektywnie.
- A więc kontynuuj - powiedział już całkiem poważnie.
Pokój Wspólny opustoszał już całkiem z powodu późnej godziny, a my nadal siedzieliśmy przed kominkiem, każde pogrążone w swoich myślach. Harry najpewniej zastanawiał się o kogo chodzi. Ja zastanawiałam się, jak mogę mu o tym powiedzieć. Milczałam jeszcze chwilę, ale Harry ciągle cierpliwie czekał.
- Jest więc ten ktoś - powtórzyłam znów rzeczowo, na co mój przyjaciel uśmiechnął się lekko - Relacje między nami bywały bardzo różne i wydaje mi się czasami, że z jego strony coś się zmieniło, ale on jest... - z braku słów westchnęłam -... jest bardzo skomplikowany.
Harry pokiwał głową w milczeniu i spojrzał na mnie poważnie.
- Myślę, że powinnaś robić wszystko, by być szczęśliwa - uśmiechnął się - Być może sytuacja z czasem się zmieni, on coś zrozumie i jakoś to się poukłada.
- Jasne, zrozumie - westchnęłam ze zrezygnowaniem, a mój wzrok odruchowo padł na schody do dormitoriów, na których właśnie pojawił się mój drugi przyjaciel. - Jeszcze jedna sprawa... - zaczęłam cicho -... chciałabym, żeby Ron na razie niczego się nie dowiedział.
- Więc to nie o niego...? - zdziwił się, ale właśnie wtedy Ronald szturchnął go w ramię i wskazał wymownie na swoją miotłę. - Wybacz - spojrzał na mnie przepraszająco i obaj skierowali się w stronę wyjścia. Odczekałam chwilę, po czym również ruszyłam w tamtą stronę. Musiałam się przejść, ale nie chciałam znów wdawać się w bezsensowne dyskusje z Ronaldem. Miałam teraz o wiele większe problemy.
*
Zamek pomimo popołudniowych godzin był cichy i spokojny, Większość nadal wolała przebywać w dormitoriach, ale ja miałam wrażenie, że niedługo tam zwariuję. Nic złego przecież nie mogło mnie spotkać podczas krótkiej przechadzki po siódmym pię...
- Co jest...? - zdążyłam tylko powiedzieć, kiedy dwie pary rąk pociągnęły mnie stanowczo. Jakim cudem wcześniej ich nie słyszałam?
- Pogadamy sobie, Granger - usłyszałam i rozpoznałam głos Pansy Parkinson. O co tu - na Merlina - chodziło?
- Nie szarp jej tak, Pansy, bo Smok zrobi to samo z tobą - odwróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam Blaise'a Zabiniego.
- Puśćcie mnie! - krzyknęłam, jednak dwójka moich napastników jedynie parsknęła śmiechem.
- Wybacz, musimy pomóc naszemu przyjacielowi.
- Nie możemy tak patrzeć, jak bidulek się męczy. Niedługo uschnie z tego beznadziejnego wzdychania do pewnej pani prefekt.
- Przeboleję nawet to, że przegram sto galeonów i trzy butelki Ognistej.
- O co tu chodzi?!
- Przekonasz się...
Chwilę później poczułam, jak wpychają mnie do jakiegoś pomieszczenia. Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. Byłam w małej, zakurzonej sali, która chyba nigdy nie była przeznaczona do prowadzenia zajęć. Serce przyspieszyło mi gwałtownie, gdy zobaczyłam osobę siedzącą na parapecie i powoli docierało do mnie, co jej tutaj grane. Usłyszałam szczęk zamka po drugiej stronie i automatycznie sięgnęłam po różdżkę, jednak... nie było jej.
- Moja różdżka - powiedziałam cicho, ale jednak usłyszał.
- Mi też zabrali.
- Macie czas do rana, żeby sobie wszystko przemyśleć! - usłyszałam zza drzwi krzyk Zabiniego i stłumiony chichot Parkinson.
Przez chwilę próbowałam uporać się z drzwiami polegając jedynie na swojej sile, jednak mój wysiłek poszedł na marne.
- To na nic - usłyszałam - Też próbowałem.
Odważyłam się spojrzeć na blondyna i niemal zachłysnęłam się powietrzem. Był bledszy niż zwykle, a cienie pod oczami wskazywały na to, że nie spał ostatnio zbyt dobrze, Wzięłam głęboki oddech i usiadłam na podłodze, naprzeciwko niego i stwierdziłam, że możemy tylko czekać.
*
Draco nie odzywał się długi czas. Wyglądał jakby usilnie nad czymś rozmyślał, a ja złapałam się na tym, że nie jestem w stanie skupić się na niczym konkretnym, kiedy on jest w pobliżu. Mogłam tylko siedzieć i gapić się na niego jak niuchacz w błyskotki i zastanawiać się, co przykrego mogło mu się przytrafić, że jego stan tak się pogorszył. W głębi ducha byłam mu wdzięczna, że nie patrzył na mnie, bo to tylko pogorszyłoby sprawę. Czułam się teraz trochę głupio, że ostatnim razem po prostu uciekłam. Chciałam poruszyć nawet ten temat, jednak bałam się odezwać.
Słońce zaszło już dawno za horyzont i powoli przestawałam widzieć go dokładnie.
- Granger - odezwał się właśnie wtedy - Wiem już, o co chodziło z tym zakładem.
Podniosłam zaskoczona głowę, ale nie chciałam mu pokazywać, że wywarło to na mnie jakieś większe wrażenie.
- I tak już nieważ...
- Ważne - przerwał mi zdecydowanie - Potter powiedział ci, że słyszał o rozmowie Zabiniego i Parkinson,z której - oczywiście - wyciągnął błędne wnioski, według których ja założyłem się z nimi o ciebie.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - powiedziałam cicho, chociaż bardzo chciałam usłyszeć dalszą część.
- Muszę - odpowiedział z naciskiem - To dlatego zaczęłaś mnie unikać, prawda? - podniósł w końcu głowę, a ja w duchu dziękowałam Merlinowi, że zdążyło się ściemnić i Malfoy nie widział mojej twarzy.
- Nie unikałam cię...
- Daj spokój, Granger - przerwał mi znowu, a ja musiałam pogodzić się z tym, że przynajmniej częściowo domyślił się prawdy - To Zabini i Parkinson się założyli. Sto galeonów i trzy butelki Ognistej o to, kiedy...
- Kiedy co? - ponagliłam, bo oczywiście musiał przerwać w najbardziej wyczekiwanym momencie.
- Kiedy cię pocałuję - wyjaśnił cicho, nawet nie podnosząc głowy. Poczułam nagły ścisk w żołądku, gdy ostatni puzzel tej układanki dotarł w swoje miejsce.
- Więc dlatego chciałeś... - zaczęłam i nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie słychać było tyle goryczy.
- Nie - pokręcił głową, a ja popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Jak to nie?- Możesz mi wierzyć, albo nie, ale dowiedziałem się o wszystkim dopiero dzisiaj.
- Nie rozumiem - powiedziałam cicho, bo to by znaczyło, że on robił to wszystko z własnej woli.
- Nie każ mi tego tłumaczyć - podniósł głos i wstał gwałtownie - Nie mam pojęcia, Granger, co się ze mną dzieje, ale nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę nawet myśleć racjonalnie... Czuję się, jakbym nie był sobą, jakbym od jakiegoś czasu żył życiem kogoś zupełnie innego. Niedobrze mi, jakbym miał w żołądku coś latającego...
- To się nie może dziać - szepnęłam, będąc w szoku po wyznaniu chłopaka. Spojrzał na mnie i westchnął głęboko, po czym opadł na podłogę obok mnie. Byłam pewna, że słyszy moje serce, które kołatało jak szalone.
Spojrzałam na niego niepewnie i on również odwrócił głowę w moją stronę. W oczach miał zrezygnowanie i coś jeszcze przez co miałam wrażenie, że chłopak ma dość tej sytuacji. Przez chwilę nie byłam pewna co powiedzieć, ale chciałam tylko, żeby on znów uśmiechnął się w ten charakterystyczny sposób.
- Mam tak samo - powiedziałam cicho i poczułam, jak mimowolnie przygryzłam wargę. Mój organizm zawsze tak reagował, kiedy się bałam.
I to właśnie wtedy czas jakby zwolnił. Patrzyłam jak podnosi swoją dłoń i przymknęłam oczy, kiedy dotknął nią mojego policzka. Spojrzał wymownie na moje usta, jakby nie wiedział, czy może posunąć się dalej.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa - powiedział cicho, a ja natychmiastowo zakochałam się w jego głosie - zupełnie innym niż ten, który dane mi było słyszeć wcześniej. Powoli nachylił się w moją stronę i zatrzymał się zaraz przy moich ustach, jakby do końca nie wiedział, czy postępuje właściwie.
Zamknęłam oczy i kiwnęłam delikatnie głową. Byłam pewna, że zauważył. Chwilę później poczułam jego chłodne usta na moich i pomyślałam tylko, że zaraz pod wpływem jego dotyku rozpadnę się na milion kawałków.
*
- Dasz sobie radę - tłumaczył mi cierpliwie, kiedy nerwowo stąpałam z nogi na nogę, czekając na swoją kolej na praktyczny egzamin z eliksirów. Zdążyłam go już poznać i wiedziałam, że jego opanowanie nie jest wymuszone. Zawsze taki był. Zawsze wydawać się mogło, że ważne dla mnie sprawy jak właśnie na przykład egzamin z eliksirów, dla niego są mało istotne. A jednak zawsze wszystko mu się udawało.
- Łatwo ci mówić - odparłam, chyba trochę zbyt niegrzecznie, bo zmierzył mnie wzrokiem z tą swoją typową miną wiecznego buntownika. - W końcu ty jesteś Draco Malfoy - dodałam sarkastycznie. Naprawdę nie chciałam, żeby mój stres odbijał się na nim, jednak nie byłam w stanie się powstrzymać od złośliwego komentarza, a przecież kiedyś zawsze mi to powtarzał. Mogłam mu zarzucić największą zbrodnię, a on z uśmiechem odpowiadał "Jestem Draco Malfoy" i czuł się kompletnie usprawiedliwiony, jakby jego nazwisko miało działać cuda. Byłam prawie pewnie, że po tym komentarzu się zdenerwuje i rzuci jakąś ciętą ripostą. On jednak uśmiechnął się łagodnie, tak, jak tylko on potrafi.
- Nie jestem nim bez Ciebie - odpowiedział, a ja poczułam nagłą wdzięczność i rozczulenie jednoczenie. Już wiedziałam, dlaczego wybrałam właśnie Jego.
***
Niemalże równy rok minął od daty publikacji poprzedniej części Miniaturki. Przez długi czas nie miałam pomysłu, ani chęci, by napisać ją do końca. Może być trochę chaotycznie, bo prawie każdy akapit był pisany w kilkumiesięcznych odstępach i szczerze mówiąc wracając do tego po takim czasie, już nawet nie pamiętałam, jaka była jej początkowa koncepcja, ale dokończyła, jest i tak niech pozostanie.
Pozdrawiam serdecznie,
Nan.
Boże mój drogi! Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że w końcu jest dalsza część tej cudownej miniaturki. Oczekuj dłuuugieeegoooo komentarza :D
OdpowiedzUsuńNo hejo hejooo :D
UsuńWrociłam zwarta i gotowa by coś skrobnąć, tak jak obiecałam.
Muszę przyznać, że skończyłaś tę miniaturkę nie tyle mnie zaskoczył, co zwyczajnie zwalił z nóg. Nie sądziłam, że dasz radę szczególnie teraz, gdy (jak obie dobrze wiemy) sporo się dzieje w Twoim życiu. Nie mniej jednak jestem w pełni usatysfakcjonowana i przeszczęśliwa, że udało Ci się tego dokonać.
Na początek wróciłam do wcześniejszych dwóch części, ażeby co nieco sobie poprzypominać. Drżałam ze strachu, jak to skończysz, choć teraz już wiem, że było to zupełnie bezcelowe! Jesteś cudowna i piszesz tak wspaniale ehhh... mogłabym czytać i czytać!
Dobrze też, że wyjaśniło się wszystko z zakładem, bo przyznam szczerze, że słowa "założył się" obijały mi się w głowie równie często, co Hermionie, nie pozwalając spojrzeć na zachowanie Draco nieco mniej podejrzliwie.
Nie sądziłam też, że nasz blondas (no dobra, jej blondas) czuje do niej to samo, co ona do niego. Scena w zamkniętym pomieszczeniu - przepiękna! Chyba właśnie brakowało im takiego bodźca z zewnątrz, jakiegoś popchnięcia ku sobie, inaczej pewnie nadal walczyliby z tym uczuciem. Brawo, Pansy! (Goshhh nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę)
Jesteś genialna w pisaniu opowiadania, w którym akcja rozgrywa się poza Hogwartem. Teraz wiem też, że równie dobrze radzisz sobie w ich naturalnej, szkolnej rzeczywistości.
Poprawiłaś mi humor na resztę tygodnia!
Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję!
Pozdrawiam, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com