"Ich drogi splątane jak kłębek
Po latach związały się jego dwa końce
Los zatoczył pętle, gdy nagle zaszło za chmury, zaćmiło się słońce."
*
Hermiona
Po latach związały się jego dwa końce
Los zatoczył pętle, gdy nagle zaszło za chmury, zaćmiło się słońce."
*
Hermiona
*
Ciągle zastanawiałam się, czy robię dobrze. Nie mogłam odeprzeć wrażenia, że takie uciekanie od problemów jest najprostszym wyjściem i nie czułam się dobrze z tego powodu. W Anglii zostali moi przyjaciele, moja rodzina a ja - przemierzając nieznane mi miasteczko u boku Malfoya - czułam, jakbym po prostu zostawiała wszystko za sobą. Każdy krok na południe był bolesną świadomością oddalania się od wszystkiego, co kochałam najbardziej.
Pesymistyczne myśli nie opuszczały mojej głowy, odkąd tylko opuściliśmy nocne Dover. Nikt nie łudził się, że wojna nas ominie, jednak moje wyobrażenie jej w zupełności odbiegało od tego, co działo się teraz. Miałam nadal szukać horkruksów z Harry' m i Ronem, miałam im pomagać i chronić ich. Nie byli już małymi dziećmi, ale ciągle czułam się za nich odpowiedzialna, czułam się jak
ich starsza siostra i wiedziałam, że - choć są już dorośli - potrafią wpakować się w kłopoty jak gdyby znów mieli po dwanaście lat.
Tymczasem ja właśnie szłam z moim szkolnym wrogiem przez miasteczko - jak głosił napis przy ratuszu - Luchy. Chwilę później minęliśmy ceglany kościół z wysoką wieżą i białymi zegarami po każdej jej stronie, według których za kwadrans miało być południe.
Słońce w końcu wyszło zza chmur, oświetlając nam ciasną brukowaną uliczkę, w którą właśnie skręciliśmy. Zerknęłam mimowolnie na mojego towarzysza. Draco Malfoy szedł z zaciętą miną i odkąd znaleźliśmy drogę do miasta, nie odezwał się ani słowem. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało, jednak na dłuższą perspektywę było trochę uciążliwe. Nie wiadomo ile czasu przyjdzie nam spędzić razem, ale w tak napiętej atmosferze wiedziałam, że będzie on się ciągnął w nieskończoność.
- Muszę coś zjeść - odezwałam się po kolejnych kilku minutach ciszy, gdy mój pusty żołądek ponownie dał o sobie znać.
Malfoy westchnął cicho, jak już miał w zwyczaju to robić, zdjął czarną torbę z ramion i po chwili szukania wyciągnął z niej kilka srebrnych monet.
- Ostatnie jakie mamy - wręczył mi je, a ja ruszyłam do małego sklepu z zielonym szyldem, reklamującym mugolskie piwo.
Dopiero gdy wyszłam miałam okazję, żeby rozejrzeć się po okolicy. Draco stał oparty o budynek i wpatrywał się intensywnie w znaki na przeciw, jakby miały one mu powiedzieć, co mamy dalej robić.
Bez słowa stanęłam obok niego.
- I co dalej? - zapytał, nie patrząc na mnie.
Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się krótko, po czym wyciągnęłam różdżkę i szepnęłam Wskaż mi. Różdżka okręciła się kilka razy na mojej dłoni po czym wskazała drogę w prawo.
- Tam jest północ - powiedziałam - A my musimy iść na południe.
- Beauvais - Draco wskazał na znak, który wskazywał drogę w lewo.
Milczałam chwilę, analizując każdą opcję. Najlepszym ale i najbardziej ryzykownym wyjściem było złapanie najbliższego autobusu i udanie się prosto do Beauvais. Jednak czy mogło się to udać, skoro nasza dwójka w mugolskich mediach widniała jako para angielskich zbiegów?
- Chodź - instynktownie złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę przystanku. - W autobusie będzie ryzykownie, ale myślę, że mogłabym zmienić trochę nasz wygląd. Pieszo droga zajmie nam co najmniej kilka dni.
- Co ty robisz, Granger? - zapytał, a ja pociągnęłam go za przystanek autobusowy, gdzie nie byliśmy widoczni.
- Eliksir wielosokowy się skończył, więc zmienię nam wygląd, wsiądziemy do autobusu i niedługo...
- Auto-co? - uniósł brwi.
Pokręciłam tylko głową, nie mając siły na tłumaczenie i skupiłam się na jego wyglądzie.
***
Dokładnie pół godziny później dojeżdżaliśmy już do lotniska w Beauvais- Tille. Oczy powoli same mi się zamykały z powodu braku snu, ale jednocześnie byłam z siebie zadowolona. Na mugolskiej gazecie, którą czytała kobieta na siedzeniu przed nami znów dojrzałam nasze nieruchome zdjęcia, lecz wszyscy w autobusie widzieli teraz jedynie dwójkę rudych turystów z dużym plecakiem turystycznym, czapkami z daszkiem na głowach i w podobnych sweterkach, spod których wystawały kołnierzyki koszulek polo.
Mimo chwilowego zadowolenia, poczułam nagle lekkie pieczenie na przedramieniu. Szczerze mogę powiedzieć, że w Malfoyowym dworze przeżyłam wiele i bynajmniej nie było w tym nic przyjemnego, jednak pomimo ogólnego osłabienia tylko ta blizna co chwilę dawała o sobie znać.
Spojrzałam na Dracona i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Sama jego mina wyrażała dezaprobatę i dobrze wiedziałam, że rudy nie przypadł mu do gustu. A ja przecież wcale nie chciałam zrobić mu na złość. Szczerze mówiąc - nawet gdybym chciała - to teraz miałam wrażenie, że wzbudzenie jakichkolwiek emocji w Draconie Malfoyu było nie lada wyzwaniem i budziło to we mnie lekkie zdziwienie. W Hogwarcie blondyn często się wywyższał, popisywał przed kolegami z rocznika, a tym młodszym z kolei pokazywał, gdzie jest ich miejsce. Tak, tamten zakochany w sobie nastolatek nigdy nie wzbudził czyjejś szczerej sympatii. A teraz? Przez chwilę miałam wrażenie, że Draco się zmienił, później jednak doszłam do wniosku, że niewiele miało to wspólnego z jego nagłym nawróceniem. Wydawało mi się, że ślizgon po prostu się bał i wcale mu się nie dziwiłam.
We mnie dominowały wyrzuty sumienia z powodu pozostawienia przyjaciół, ale co mógł czuć on? Strach był całkiem uzasadnionym uczuciem. Miał niesamowicie dużo do stracenia. Być może i samo życie. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie gniewu Voldemorta, gdy okazało się, że Draco zniknął bez śladu, a wraz z nim zniknęła i moja osoba.
Szturchnęłam Malfoya ramieniem, gdy autobus zjeżdżał do zatoczki przed głównym wejściem na lotnisko. Bilety kupiliśmy za ostatnie mugolskie pieniądze, więc teraz z różdżki będziemy musieli korzystać dużo częściej.
Wysiedliśmy w pośpiechu z autobusu i stając ramię w ramię, spojrzeliśmy na wejście główne naszego teoretycznego wybawienia.
Kilka razy wzięłam głęboki oddech, myśląc intensywnie nad każdą możliwą opcją.
- Nie mamy na to czasu, Granger - powiedział, jakby czytał mi w myślach i ruszył prosto przed siebie.
Stałam chwilę w lekkim zdziwieniu, po czym ruszyłam szybko za nim i dogoniłam go.
- Draco, musimy mieć jakiś plan działania - wyszeptałam gorączkowo, na co ten tylko uśmiechnął się i miałam wrażenie, że w jego oczach pierwszy raz dojrzałam prawdziwe rozbawienie.
- Chcesz tam tak po prostu wejść i...?
- Improwizuj - powiedział cicho, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia.
Improwizować? Roześmiałam się głośno w duchu. Podchodzenie w taki sposób do tak poważnych spraw, nie było objawem wyjątkowego rozsądku, powiedziałabym wręcz, że czystej głupoty i nigdy nie miałam w zwyczaju działać w ten sposób.
Nim jednak zdążyłam zaprotestować, wchodziliśmy już przez szklane drzwi do dużej, przestronnej hali. Możliwe, że przez ułamek sekundy mogło mi się wydawać, że ten pomysł jest jakimś wyjściem, jednak tę myśl musiałam odsunąć niemalże od razu. Poczułam, że coś jest nie tak, gdy tylko dłoń Malfoya mocniej zacisnęła się na mojej. Moje serce znów przyspieszyło mocno, gdy na końcu ruchomych schodów dostrzegłam znajomą postać z czarną peleryną na ramionach. Na jego twarzy panował stoicki spokój, wyrażający jedynie uprzejme zainteresowanie mugolami, którzy palcami wskazywali sobie jego dziwny strój.
- Snape - zauważyłam zdziwiona. Spojrzałam przerażona na Dracona i wiedziałam, że mieliśmy tylko kilka sekund na podjęcie decyzji. Krótką chwilę po zarejestrowaniu tego faktu, poczułam mocne szarpnięcie za rękę i nawet nie zdążyłam się nad tym zastanowić, a już opuszczaliśmy lotnisko.
Kawałek dalej Draco zatrzymał się gwałtownie, szukając gorączkowo wzrokiem rozwiązania.
- Tam! - pociągnęłam go, wskazując palcem na postój taksówek.
Ruszyliśmy biegiem wzdłuż szklanej ściany lotniska i w tej adrenalinie zdążyłam tylko zauważyć, że Malfoy nadal trzyma moją dłoń i nie puścił jej, gdy już wsiedliśmy do białego mercedesa.
- A Paris - rzuciłam tylko kierowcy, a ten bez pytań odpalił samochód i włączył się do ruchu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, próbując uspokoić oddech, po czym Malfoy spojrzał na mnie i uniósł lekko brwi.
- Paryż? - zapytał i w tej samej chwili jego wzrok padł na nasze dłonie, po czym od razu zabrał swoją i odwrócił wzrok na okno.
Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach do dziesięciu, by się uspokoić.
- Tak, Paryż - odważyłam się w końcu odezwać, choć głos trochę mi drżał. - Pierwsze, co przyszło mi na myśl.
- Rozsądnie - mruknął sarkastycznie, a we mnie momentalnie wzrósł poziom irytacji, oddalając zdenerwowanie.
- Masz lepszy pomysł? - zapytałam, spoglądając na niego gniewnie, jednak Draco Malfoy nie zaszczycił mnie nawet wzrokiem.
Nie nadążałam wtedy za nim, naprawdę i jedyne co mogłam zrobić, to również odwrócić wzrok i nie podtrzymywać na siłę rozmowy. Widziałam, jak kierowca zerknął zaciekawiony na nas w lusterku, ale nie zapytał o nic.
Od opuszczenia Anglii minęły zaledwie dwa dni. Czterdzieści osiem godzin, podczas których mój stosunek do chłopaka zdążył zmienić się co najmniej kilkadziesiąt razy i kompletnie nie wiedziałam, jak długo jeszcze dam radę wytrzymać z jego zmianami humorów i pretensjami. Rozmyślałam chwilę nad tym, jednak po chwili stwierdziłam, że to teraz nie jest największy problem.
Snape. Co on robił na mugolskim lotnisku? Skąd wiedział, że właśnie tam może nas zastać? Czy już wie, że tam byliśmy i czy wie, że zmierzamy do Paryża? W tamtym momencie nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nie miałam pojęcia, co się stanie, gdy dotrzemy już do Paryża. I chyba właśnie te chwile były najgorsze. Gdy sytuacja trochę się uspokajała, trzeba było myśleć, co dalej, a ja nawet nie miałam do kogo się odezwać. Wiedziałam, że będzie ciężko, choć teraz, patrząc na wszystko przez pryzmat upływu czasu, przez pryzmat dojrzałości wiedziałam też, że nigdy nie żałowałam tego, co przyniósł mi los.
*
- Mademoiselle - obudziło mnie delikatne szturchnięcie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam naszego kierowcę.
- Tak? Oui? - wymamrotałam, rozglądając się na boki.
- Bienvenue a Paris! - powitał nas z uśmiechem.
- Co on mówi? - usłyszałam głos Dracona, ale nie popatrzyłam na niego. Ciągle nie mogłam się przyzwyczaić do tych rudych włosów, które totalnie do niego nie pasowały.
- Jesteśmy w Paryżu - odparłam, powoli zbierając się w sobie.
- W końcu - mruknął, po czym wycelował różdżkę w siedzenie przed sobą i usłyszałam ciche Imperio.
Obserwując cały czas kierowcę zauważyłam, że z jego twarzy znikają wszelkie emocje, a jego oczy stają się pozbawione wyrazu.
- Wychodzimy - powiedziałam cicho i opuściłam taksówkę, po czym... stanęłam bez słowa.
Biały mercedes ruszył do przodu, a Malfoy spojrzał na mnie oczywiście z wyrzutem.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał od razu, ale ja nie mogłam się odezwać.
Przez chwilę wpatrywałam się w milczeniu w obiekt ponad jego głową, a i w końcu on tam spojrzał.
- Sacré-Cœur? - uniósł brwi, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak - kiwnęłam głową, nie zamierzając pytać, skąd to wie. - Jesteśmy na wzgórzu Montmartre.
Chyba zauważył tę nutę podziwu w moim głosie.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce i uzgodnimy, co dalej - powiedział i ruszyliśmy w dół schodów przy bazylice. Słońce ostro świeciło nam w oczy, a my przedzieraliśmy się przez tłum turystów, próbując dostać się na koniec schodów. W końcu dotarliśmy na ostatni podest, gdzie było już mniej osób, a na środku starsza pani próbowała sprzedać małej grupie z Japonii mini wieże Eiffel w formie breloczków. Podeszliśmy do barierek, skąd rozciągał się widok na Paryż. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Nie mamy czasu - usłyszałam, zastanawiając się, gdzie tak właściwie się nam spieszy. Spojrzałam na niego z wyrzutem, na co Draco wywrócił tylko oczami.
- Powiedziałem, że potem - rzucił i ruszył w lewo, gdzie znajdowały się schody, prowadzące na dół.
Stopnie wykute były w skałach i to one zastępowały balustrady po obu ich stronach. Im niżej schodziliśmy, tym skały po obu naszych stronach robiły się wyższe, aż w końcu formę swoistego zadaszenia stanowiły choinki, rosnące powyżej.
Wyszliśmy na wąską, asfaltową uliczkę, a po prawej stronie zauważyłam mur, na którym jeszcze przed chwilą byliśmy. W jego środku wyrzeźbione były dwie fontanny, z który woda lała się do niskiego baseniku. Na tym samym podeście stały jeszcze trzy zielone ławki, zwrócone w stronę centrum Paryża.
Wzgórze Montmartre było stosunkowo duże, więc schody po których schodziliśmy na sam dół, co chwilę przecinały małe tarasy widokowe z kilkoma kolejnymi ławkami.
Bardzo chciałam usiąść na jednej z nich, odpocząć chwilę i po prostu popatrzeć na Paryż z góry, ale Draco szedł przede mną i ani myślał, by zatrzymać się choć na chwilę.
W końcu dotarliśmy na sam dół, gdzie był ostatni taras, tym razem ławki jednak były odwrócone w stronę bazyliki. Byliśmy już tak nisko, że widok Paryża zasłoniły najbliższe budynki. Skręciliśmy w lewo, gdzie wąska pochylnia znów zaprowadziła nas na ostatnią, najniższą część wzgórza. Spojrzałam ostatni raz w górę, w stronę majestatycznej bazyliki chcąc napatrzeć się na zapas. Nie wiedziałam w końcu, co wymyśli Draco i czy kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane być w tym pięknym miejscu.
Wyszliśmy już na normalną ulicę, wzdłuż której ciągnęły się stare kamienice, a każda z nich na parterze miała witryny sklepowe lub kawiarnie.
Z braku innego pomysłu ruszyliśmy uliczką prosto, która była zapełniona turystami. Z jednej strony minęliśmy małą pizzerię, skąd wydobywał się kuszący zapach, na który mój żołądek zareagował głośno.
Malfoy spojrzał na mnie z politowaniem, na co wzruszyłam tylko ramionami. Byłam głodna i zmęczona, a jak na razie nie zapowiadało się na zaspokojenie którejkolwiek z tych potrzeb.
Zarówno po jednej stronie i drugiej pełno było małych sklepików z pamiątkami, kartkami pocztowymi lub ubraniami z napisem PARYŻ w różnych formach. Dało się również zauważyć ulicznych artystów, zachęcających do wykonania swojego portretu.
Mimo głodu uśmiechnęłam się lekko, bo właśnie zawsze tak sobie zawsze Paryż wyobrażałam. Słoneczne, tętniące życiem ulice i masa turytów zachwycających się lokalną architekturą i pamiątkami.
Minęliśmy skrzyżowanie, gdzie dalej poszliśmy prosto i znów weszliśmy w wąską uliczkę.
- Co dalej? - zapytałam, zatrzymując się w końcu.
Malfoy wydawał się być na czymś skupiony.
- Jeszcze kawałek - powiedział cicho, a ja nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Krótką chwilę staliśmy przy przejściu dla pieszych, po czym Draco skręcił w lewo, a ja ruszyłam za nim.
Minęliśmy zaledwie dwa sklepy i chłopak zatrzymał się, patrząc na kamienicę.
Szara, brudna markiza powiewała lekko, a nad drzwiami wisiał wyblakły szyld HM MONTPELLIER.
- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował i wszedł przez wąskie drzwi do środka. Przez chwilę stałam zdziwiona z uniesionymi brwiami i pomyślałam, że Draco Malfoy nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
*
Wybaczcie mi to spóźnienie. Laptopa zaniosłam do znajomego, który zapewniał, że po naprawie wszystkie pliki nadal będą na swoim miejscu. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy włączam go i planuję dokończyć rozdział, a Word jest kompletnie pusty. Nauczyło mnie to, żeby ZAWSZE zapisywać wszystko na blogspocie oraz tego, żeby NIGDY nie ufać kumplom informatykom.
Jeszcze raz przepraszam,
Nan.
Spojrzałam na Dracona i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Sama jego mina wyrażała dezaprobatę i dobrze wiedziałam, że rudy nie przypadł mu do gustu. A ja przecież wcale nie chciałam zrobić mu na złość. Szczerze mówiąc - nawet gdybym chciała - to teraz miałam wrażenie, że wzbudzenie jakichkolwiek emocji w Draconie Malfoyu było nie lada wyzwaniem i budziło to we mnie lekkie zdziwienie. W Hogwarcie blondyn często się wywyższał, popisywał przed kolegami z rocznika, a tym młodszym z kolei pokazywał, gdzie jest ich miejsce. Tak, tamten zakochany w sobie nastolatek nigdy nie wzbudził czyjejś szczerej sympatii. A teraz? Przez chwilę miałam wrażenie, że Draco się zmienił, później jednak doszłam do wniosku, że niewiele miało to wspólnego z jego nagłym nawróceniem. Wydawało mi się, że ślizgon po prostu się bał i wcale mu się nie dziwiłam.
We mnie dominowały wyrzuty sumienia z powodu pozostawienia przyjaciół, ale co mógł czuć on? Strach był całkiem uzasadnionym uczuciem. Miał niesamowicie dużo do stracenia. Być może i samo życie. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie gniewu Voldemorta, gdy okazało się, że Draco zniknął bez śladu, a wraz z nim zniknęła i moja osoba.
Szturchnęłam Malfoya ramieniem, gdy autobus zjeżdżał do zatoczki przed głównym wejściem na lotnisko. Bilety kupiliśmy za ostatnie mugolskie pieniądze, więc teraz z różdżki będziemy musieli korzystać dużo częściej.
Wysiedliśmy w pośpiechu z autobusu i stając ramię w ramię, spojrzeliśmy na wejście główne naszego teoretycznego wybawienia.
Kilka razy wzięłam głęboki oddech, myśląc intensywnie nad każdą możliwą opcją.
- Nie mamy na to czasu, Granger - powiedział, jakby czytał mi w myślach i ruszył prosto przed siebie.
Stałam chwilę w lekkim zdziwieniu, po czym ruszyłam szybko za nim i dogoniłam go.
- Draco, musimy mieć jakiś plan działania - wyszeptałam gorączkowo, na co ten tylko uśmiechnął się i miałam wrażenie, że w jego oczach pierwszy raz dojrzałam prawdziwe rozbawienie.
- Chcesz tam tak po prostu wejść i...?
- Improwizuj - powiedział cicho, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia.
Improwizować? Roześmiałam się głośno w duchu. Podchodzenie w taki sposób do tak poważnych spraw, nie było objawem wyjątkowego rozsądku, powiedziałabym wręcz, że czystej głupoty i nigdy nie miałam w zwyczaju działać w ten sposób.
Nim jednak zdążyłam zaprotestować, wchodziliśmy już przez szklane drzwi do dużej, przestronnej hali. Możliwe, że przez ułamek sekundy mogło mi się wydawać, że ten pomysł jest jakimś wyjściem, jednak tę myśl musiałam odsunąć niemalże od razu. Poczułam, że coś jest nie tak, gdy tylko dłoń Malfoya mocniej zacisnęła się na mojej. Moje serce znów przyspieszyło mocno, gdy na końcu ruchomych schodów dostrzegłam znajomą postać z czarną peleryną na ramionach. Na jego twarzy panował stoicki spokój, wyrażający jedynie uprzejme zainteresowanie mugolami, którzy palcami wskazywali sobie jego dziwny strój.
- Snape - zauważyłam zdziwiona. Spojrzałam przerażona na Dracona i wiedziałam, że mieliśmy tylko kilka sekund na podjęcie decyzji. Krótką chwilę po zarejestrowaniu tego faktu, poczułam mocne szarpnięcie za rękę i nawet nie zdążyłam się nad tym zastanowić, a już opuszczaliśmy lotnisko.
Kawałek dalej Draco zatrzymał się gwałtownie, szukając gorączkowo wzrokiem rozwiązania.
- Tam! - pociągnęłam go, wskazując palcem na postój taksówek.
Ruszyliśmy biegiem wzdłuż szklanej ściany lotniska i w tej adrenalinie zdążyłam tylko zauważyć, że Malfoy nadal trzyma moją dłoń i nie puścił jej, gdy już wsiedliśmy do białego mercedesa.
- A Paris - rzuciłam tylko kierowcy, a ten bez pytań odpalił samochód i włączył się do ruchu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, próbując uspokoić oddech, po czym Malfoy spojrzał na mnie i uniósł lekko brwi.
- Paryż? - zapytał i w tej samej chwili jego wzrok padł na nasze dłonie, po czym od razu zabrał swoją i odwrócił wzrok na okno.
Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach do dziesięciu, by się uspokoić.
- Tak, Paryż - odważyłam się w końcu odezwać, choć głos trochę mi drżał. - Pierwsze, co przyszło mi na myśl.
- Rozsądnie - mruknął sarkastycznie, a we mnie momentalnie wzrósł poziom irytacji, oddalając zdenerwowanie.
- Masz lepszy pomysł? - zapytałam, spoglądając na niego gniewnie, jednak Draco Malfoy nie zaszczycił mnie nawet wzrokiem.
Nie nadążałam wtedy za nim, naprawdę i jedyne co mogłam zrobić, to również odwrócić wzrok i nie podtrzymywać na siłę rozmowy. Widziałam, jak kierowca zerknął zaciekawiony na nas w lusterku, ale nie zapytał o nic.
Od opuszczenia Anglii minęły zaledwie dwa dni. Czterdzieści osiem godzin, podczas których mój stosunek do chłopaka zdążył zmienić się co najmniej kilkadziesiąt razy i kompletnie nie wiedziałam, jak długo jeszcze dam radę wytrzymać z jego zmianami humorów i pretensjami. Rozmyślałam chwilę nad tym, jednak po chwili stwierdziłam, że to teraz nie jest największy problem.
Snape. Co on robił na mugolskim lotnisku? Skąd wiedział, że właśnie tam może nas zastać? Czy już wie, że tam byliśmy i czy wie, że zmierzamy do Paryża? W tamtym momencie nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nie miałam pojęcia, co się stanie, gdy dotrzemy już do Paryża. I chyba właśnie te chwile były najgorsze. Gdy sytuacja trochę się uspokajała, trzeba było myśleć, co dalej, a ja nawet nie miałam do kogo się odezwać. Wiedziałam, że będzie ciężko, choć teraz, patrząc na wszystko przez pryzmat upływu czasu, przez pryzmat dojrzałości wiedziałam też, że nigdy nie żałowałam tego, co przyniósł mi los.
*
- Mademoiselle - obudziło mnie delikatne szturchnięcie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam naszego kierowcę.
- Tak? Oui? - wymamrotałam, rozglądając się na boki.
- Bienvenue a Paris! - powitał nas z uśmiechem.
- Co on mówi? - usłyszałam głos Dracona, ale nie popatrzyłam na niego. Ciągle nie mogłam się przyzwyczaić do tych rudych włosów, które totalnie do niego nie pasowały.
- Jesteśmy w Paryżu - odparłam, powoli zbierając się w sobie.
- W końcu - mruknął, po czym wycelował różdżkę w siedzenie przed sobą i usłyszałam ciche Imperio.
Obserwując cały czas kierowcę zauważyłam, że z jego twarzy znikają wszelkie emocje, a jego oczy stają się pozbawione wyrazu.
- Wychodzimy - powiedziałam cicho i opuściłam taksówkę, po czym... stanęłam bez słowa.
Biały mercedes ruszył do przodu, a Malfoy spojrzał na mnie oczywiście z wyrzutem.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał od razu, ale ja nie mogłam się odezwać.
Przez chwilę wpatrywałam się w milczeniu w obiekt ponad jego głową, a i w końcu on tam spojrzał.
- Sacré-Cœur? - uniósł brwi, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak - kiwnęłam głową, nie zamierzając pytać, skąd to wie. - Jesteśmy na wzgórzu Montmartre.
Chyba zauważył tę nutę podziwu w moim głosie.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce i uzgodnimy, co dalej - powiedział i ruszyliśmy w dół schodów przy bazylice. Słońce ostro świeciło nam w oczy, a my przedzieraliśmy się przez tłum turystów, próbując dostać się na koniec schodów. W końcu dotarliśmy na ostatni podest, gdzie było już mniej osób, a na środku starsza pani próbowała sprzedać małej grupie z Japonii mini wieże Eiffel w formie breloczków. Podeszliśmy do barierek, skąd rozciągał się widok na Paryż. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Nie mamy czasu - usłyszałam, zastanawiając się, gdzie tak właściwie się nam spieszy. Spojrzałam na niego z wyrzutem, na co Draco wywrócił tylko oczami.
- Powiedziałem, że potem - rzucił i ruszył w lewo, gdzie znajdowały się schody, prowadzące na dół.
Stopnie wykute były w skałach i to one zastępowały balustrady po obu ich stronach. Im niżej schodziliśmy, tym skały po obu naszych stronach robiły się wyższe, aż w końcu formę swoistego zadaszenia stanowiły choinki, rosnące powyżej.
Wyszliśmy na wąską, asfaltową uliczkę, a po prawej stronie zauważyłam mur, na którym jeszcze przed chwilą byliśmy. W jego środku wyrzeźbione były dwie fontanny, z który woda lała się do niskiego baseniku. Na tym samym podeście stały jeszcze trzy zielone ławki, zwrócone w stronę centrum Paryża.
Wzgórze Montmartre było stosunkowo duże, więc schody po których schodziliśmy na sam dół, co chwilę przecinały małe tarasy widokowe z kilkoma kolejnymi ławkami.
Bardzo chciałam usiąść na jednej z nich, odpocząć chwilę i po prostu popatrzeć na Paryż z góry, ale Draco szedł przede mną i ani myślał, by zatrzymać się choć na chwilę.
W końcu dotarliśmy na sam dół, gdzie był ostatni taras, tym razem ławki jednak były odwrócone w stronę bazyliki. Byliśmy już tak nisko, że widok Paryża zasłoniły najbliższe budynki. Skręciliśmy w lewo, gdzie wąska pochylnia znów zaprowadziła nas na ostatnią, najniższą część wzgórza. Spojrzałam ostatni raz w górę, w stronę majestatycznej bazyliki chcąc napatrzeć się na zapas. Nie wiedziałam w końcu, co wymyśli Draco i czy kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane być w tym pięknym miejscu.
Wyszliśmy już na normalną ulicę, wzdłuż której ciągnęły się stare kamienice, a każda z nich na parterze miała witryny sklepowe lub kawiarnie.
Z braku innego pomysłu ruszyliśmy uliczką prosto, która była zapełniona turystami. Z jednej strony minęliśmy małą pizzerię, skąd wydobywał się kuszący zapach, na który mój żołądek zareagował głośno.
Malfoy spojrzał na mnie z politowaniem, na co wzruszyłam tylko ramionami. Byłam głodna i zmęczona, a jak na razie nie zapowiadało się na zaspokojenie którejkolwiek z tych potrzeb.
Zarówno po jednej stronie i drugiej pełno było małych sklepików z pamiątkami, kartkami pocztowymi lub ubraniami z napisem PARYŻ w różnych formach. Dało się również zauważyć ulicznych artystów, zachęcających do wykonania swojego portretu.
Mimo głodu uśmiechnęłam się lekko, bo właśnie zawsze tak sobie zawsze Paryż wyobrażałam. Słoneczne, tętniące życiem ulice i masa turytów zachwycających się lokalną architekturą i pamiątkami.
Minęliśmy skrzyżowanie, gdzie dalej poszliśmy prosto i znów weszliśmy w wąską uliczkę.
- Co dalej? - zapytałam, zatrzymując się w końcu.
Malfoy wydawał się być na czymś skupiony.
- Jeszcze kawałek - powiedział cicho, a ja nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Krótką chwilę staliśmy przy przejściu dla pieszych, po czym Draco skręcił w lewo, a ja ruszyłam za nim.
Minęliśmy zaledwie dwa sklepy i chłopak zatrzymał się, patrząc na kamienicę.
Szara, brudna markiza powiewała lekko, a nad drzwiami wisiał wyblakły szyld HM MONTPELLIER.
- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował i wszedł przez wąskie drzwi do środka. Przez chwilę stałam zdziwiona z uniesionymi brwiami i pomyślałam, że Draco Malfoy nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
*
Wybaczcie mi to spóźnienie. Laptopa zaniosłam do znajomego, który zapewniał, że po naprawie wszystkie pliki nadal będą na swoim miejscu. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy włączam go i planuję dokończyć rozdział, a Word jest kompletnie pusty. Nauczyło mnie to, żeby ZAWSZE zapisywać wszystko na blogspocie oraz tego, żeby NIGDY nie ufać kumplom informatykom.
Jeszcze raz przepraszam,
Nan.
Hej haj hello :D
OdpowiedzUsuńMocno trzymałam kciukasy, by rozdział w końcu się pojawił. Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tą historią. Może wyjdę na jakąś psychofanke ale systematycznie wchodziłam na Twojego bloga, by wypatrzeć choćby najmniejszą informację odnośnie tej notki. A teraz aż serce mocniej mi zabiło gdy zobaczyłam że pojawił się 4 rozdział. Me serce się raduje :D
Ciekawe było to, że zmieniłaś narrację na pierwszoosobową. To pozwoliło na wgłębienie się w jej myśli i przemyślenia.
Uwielbiam dziewczyno to jak piszesz! Twoje rozdziały czyta się tak łatwo i szybko, że już mam ochotę na więcej :D
Że też Draco pozwolił na zmianę koloru włosów na rudy - chciałabym to zobaczyć! Wiadomo, że ich relacja nie bd prosta i łatwa ale z każdą godziną i krokiem naprzód mam wrażenie jakby zacierali granice nienawiści która kiedyś ich łączyła. Każde trzymanie się za ręce, mimo iż spowodowane jedynie przez emocje i nerwy, daje wielką nadzieję na więcej :P
Ciekawi mnie Snape, który pojawił się wtedy na lotnisku. Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale wydaje mi się że Sev bd chciał im pomóc... Coś czuję że wkrótce bd ich hmmm.. Powiernikiem?
Baaaardzo podoba mi się Twój pomysł na tą historię :D Uwielbiam! Aaa zapomniałabym, dopatrzyłam się (po drugim przeczytaniu rozdziału - no co nie mogłam się oprzeć :P) że na początku taksówka do której wsiedli była biała, a gdy wysiadali zmieniła kolor na czarny :D Tak tylko mówię, nie ważne :D i tak skupiłam się bardziej na ich złączonych dłoniach :D
No a teraz Paryż ehhh miasto zakochanych :D Mam nadzieję że zostaną tam na dłużej, wiem że okoliczności temu nie sprzyjają ale pozwiedzać byłoby fajnie :D
Kamienica przed która stanęli... Hmm coś mi się wydaje że tam spotkają jakiś znajomych Draco. Pewnie chłopak już kiedys tam był.
Cudownie piszesz dziewczyno! Chcę więcej :D Mam nadzieję, że kłopoty z laptopem były przejściowe i teraz nastepna notka pojawi się dużo szybciej :D Dokończeniem miniaturki też bym nie pogardziła :D cokolwiek, co wyszło z pod Twojej ręki :D
Dobra rada, nie ufaj kumplom informatykom - wiem z własnego doświadczenia :P
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny weny i zapału, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Prawie wszystko z tego co pisałaś, wyjaśni się w następnym Rozdziale, który swoją drogą już zaczęłam pisać.
UsuńW końcu trochę wolnego, co jakoś wyjątkowo sprzyja mojej wenie, więc będę pisać jak najwięcej, żeby potem problemu nie było.
Dziękuję bardzo za komentarz, naprawdę cieszę się, że są osoby, które czekają na na mój Rozdział. :)
Również pozdrawiam,
Nan. :)
Ps. Z taksówką miałeś oczywiście rację, już poprawione. :)
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, kiedy w końcu uda im się uciec przed Śmierciożercami - a jak widać nie jest łatwe. A Snape'a na mugolskim lotnisku się nie spodziewałam :D Z pewnością był to dosyć oryginalny widok... :P
I Draco, który pozwolił przefarbować włosy na rudo... Wow! Nie spodziewałam się, żeby na to poszedł, wolałby już jakiś inny kolor...
Ciekawa jestem, jak poradzą sobie bez pieniędzy... I gdzie wylądują w następnym rozdziale! Tyle tajemnic, na które czekam :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny,
Feltson
Dziękuję! :)
UsuńMam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom.
Również pozdrawiam,
Nan.
Rozkręca się :) super. Kiedy następny?
OdpowiedzUsuń